poniedziałek, 30 września 2013

36.

-James, nie możesz tam iść!
-A to dlaczego? To też moje dormitorium i nie interesuje mnie kogo tam teraz całuje Łapa. 
Załamała ręce, wiedząc, że już pod żadnym pretekstem nie zatrzyma go na dole. Zaczęła od prośby otworzenia przez Rogacza butelki(co zrobił z dziecinną łatwością), a skończywszy na namowach do wspólnego picia, co było kompletnie nie w stylu Rosalin Richardson. Chyba musiał wtedy wyczuć, że coś jest nie tak i zdradziła się sama prosząc go, by nie zmierzał do dormitorium. Teraz wydawało jej się to nazbyt oczywiste, że strzelał z miejscem gdzie nie powinien iść, a ona podała mu odpowiedź jak na talerzu. Opadła na kanapę. Była zmęczona, bardzo zmęczona. Pomyślała o gorącej kąpieli i o świeżo zasłanym łóżku. Ciepłej pościeli, miękkim materacu. Tego właśnie potrzebowała. No, ewentualnie masażu, ale nie czas i miejsce na takie zachcianki. Rozmasowała sobie skronie palcami i doszła do wniosku, że w Pokoju Wspólnym jest niesłychanie duszno. Podniosła głowę i ujrzała opadającą na fotel dziewczynę z burzą rudych, długich włosów.
-I jak? I jak? Zdążyliście? -pytała dociekliwie Torres, spoglądając z zaciekawieniem na Lil
-Tak, ale wszedł gdy byliśmy jeszcze w pokoju. -wysapała ruda szukając po bokach czegoś do picia. Chwyciła jakąś samotną butelkę kremowego piwa, otworzyła ją i zaczęła łapczywie pić.
-Dlaczego masz na sobie sweter Blacka?
-Och. -spojrzała po sobie jakby sama dopiero co zdała sobie z tego faktu sprawę -Kazał mi to włożyć, by go rozwścieczyć.
-Jak zareagował James? -dopytywała się wciąż Lucy. Chłonęła wszystko co słyszała. Była ciekawa relacji.
-Cóż, zasadniczo to miał myśleć, że złapał mnie i Syriusza w dość..hm...intymnej sytuacji.
-Jak to intymnej?
-No bo jak już wiedzieliśmy, że Potter idzie to mnie objął i udawał, że pociesza. Taka zgrywa. No i wtedy wparował James,  jak nas dostrzegł to wycofał się do łazienki. No i nawiałam.
-Zamknął się w łazience?  Po co?
-A bo ja wiem. -zaczęła szukać kolejnej butelki. Nie znalazła jednak żadnej w pobliżu, więc oddaliła się w kierunku Petera, by od niego wyciągnąć coś do picia. Pod jej nieobecność z góry zeszli dwaj przyjaciele. Jeden z nich, czarnowłosy o szarych oczach, opadł na kanapę, tuż obok Rose, drugi natomiast zajął wolny (już) fotel. 
-Syriuszu, widziałeś może Remusa?
-Nie, raczej nie. -odparł obojętnym tonem Black.
Zbyt obojętnym. Co ten ton w ogóle miał znaczyć? Nigdy się tak do niej nie odzywał. NIGDY.
-Syriuszu... -zaczęła nieco delikatniej i na tyle cicho, by tylko on mógł to usłyszeć -Coś się stało? Jesteś na mnie zły?
-Skąd ci to przyszło na myśl, Rosalin?
Jego puste, oczy, brak kontaktu wzrokowego i kompletny zanik podobieństwa między prawdziwym Syriuszem Blackiem, a osobą, która siedziała u jej boku wydawała się bić ją po twarzy. Musiał być na nią o coś zły, więc może lepiej się nie odzywać? Nie wciągać w rozmowy, które wydają mu się nie potrzebne. Poczekać aż on przejmie inicjatywę? 
-To chyba najlepsze rozwiązanie. -pomyślała Rose machając do swojego przyjaciela, który zdaje się właśnie ich szukał. 

1 komentarz:

  1. O BOŻE to jest świetne ^^ Z zniecierpliwieniem czekam na następne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic