wtorek, 24 września 2013

31.

Siedziała w Pokoju Wspólnym już od ponad godziny. Impreza trwała, gdzieniegdzie dostrzec można było małe grupki żartujące i popijające kremowe piwo bądź też "coś mocniejszego".  Ona zaś siedziała przy kominku i popijała miód pitny, wpatrując się w swojego przyjaciela z dzieciństwa, który z wielką pasją opowiadał coś błękitnookiej blondynce, siedzącej po turecku, zwróconej do swego rozmówcy twarzą.
-No i wiesz, to było po prostu fantastyczne. Nie sądziłem, że spodoba mi się mugolska muzyka, a tu proszę! Jeśli dobrze pamiętam, to ten zespół nazywał się... Pink Floyd!
-No, no! Syriuszu, nie spodziewałam się- w jej oczach malował się zachwyt.
Po wyrazie jej twarzy widać było, że chłonęła każde kolejne słowo, które do niej mówi. Blablablablaaa. Dla Lucy Torres to i tak były tylko puste słowa. Przecież Blackowi chodzi tylko o to, by ją zdobyć. Na szczęście Rose nie była głupia, nie da się tak łatwo omotać, choć łatwo ją wciągnąć w rozmowę i zainteresować.
-Halo, czy mnie słyszysz?
-Co?- wyrwała się z zamyślenia, by spojrzeć na chłopca, który stał nad nią, przyglądając jej się.
-Ja, Scott Wilson, pytałem, czy mogę usiąść obok....
-Lucy, Lucy Torres. Ależ proszę, śmiało- zachęciła go ręką, pokazując mu wolne miejsce obok siebie.
Dopiero gdy usiadł, zauważyła coś dziwnego. Nie przemyślawszy tego, wypaliła nieco rozbawiona:
-Jakiś nieudany eksperyment czy jak?
-Co? To?- wskazał na swoje włosy.- Och, nie! Jestem metamorfagiem, ale jeśli ci się nie podobają- przymknął nieco powieki, a jego włosy zaczęły przybierać barwę ciemnego blondu.- Takie mogą być?
-Jesteś metamorfagiem? Ej, czy ty nie jesteś przypadkiem Scott Wilson? Kapitan Gryfonów?
-Cóż, jesteś bardzo spostrzegawcza- roześmiał się.- Nie żebym ci się wcześniej przedstawił, ale tak. To ja. 
-Wybacz mi, jestem odrobinę otumaniona- podniosła w górę swoją szklankę, którą ściskała w dłoni.
-To tylko ci dodaje uroku- odparł z uśmiechem. Tak pięknie się uśmiechał, pokazując równiutkie, białe zęby. Jego błękitne oczy śmiały się do niej. Był on bardzo, ale to bardzo przystojny. No, i musiał być też wysoki. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest sportowcem. Podobał się jej, ot co!
-Ładniej ci było w tych jasnoniebieskich włosach- wplotła swe palce w jego włosy, a on jedynie lekko się zaśmiał- ale nie zmieniaj już dzisiaj ich koloru.
-Co tylko zechcesz- oczy mu lekko pojaśniały. Ujął jej dłoń, sprowadzając ją na dół, choć jej nie puszczał.
-Jesteś w siódmej klasie, jeśli się nie mylę.
-Widzę, że jesteś dobrze poinformowana. 
-Ja jestem dopiero..
-Wiem- przerwał jej delikatnie.- Jesteś na szóstym roku.
-Skąd...
-Mieszkasz z panią prefekt, tą blondynką rozmawiającą z Blackiem i z jedną brunetką. Przyjaźnisz się z Syriuszem.
-No, no, widzę, że jesteś dobrze poinformowany- roześmiała się.
-Się wie!- rzucił nonszalancko.- Wystarczy umieć podpytać Pottera.
-Zamorduję go kiedyś- odparła, szczerząc się jeszcze bardziej. 
-Napijesz się ze mną?
-Czy ty chcesz mnie upić? Jeśli tak, to nie potrzebnie, bo już jestem lekko wstawiona. 
-Sama piłaś, no wiesz- pokręcił karcąco głową, śmiejąc się przy tym.
-Za samotność i te sprawy.
-Ale teraz jesteś ze mną- ujął jej dłoń, kurczowo ściskającą szklankę. Jednym zwinnym ruchem wyjął ją i położył na stoliku.- Skoro już jesteś pijana, to ułatwiłaś mi zadanie. Mówił ci ktoś, że jesteś piękna?
W jego oczach tańczyły wesołe iskierki, Sama Torres odkryła, że Scott pożera ją wzrokiem. Nie była mu dłużna.
-Może raz czy dwa. Choć jeszcze nigdy nie miałam wtedy ochoty odpowiedzieć tym samym.
-Czy to miał być komplement?
-A czy ty mnie w końcu pocałujesz?- nie mogąc już wytrzymać, zbliżyła się do niego nieco, lecz on szybko przejął inicjatywę i złożył na jej wargach delikatny pocałunek.
-A co jeśli rano wytkniesz mi, że cię wykorzystałem?
-Zamorduję cię, jeśli mi wtedy powiesz, że skończyliśmy na jednym buziaku- położyła mu jedną dłoń na karku i już po chwili oblała ją fala gorąca związana z pocałunkiem, jakim ją obdarzył. I kolejnym, i kolejnym, i jeszcze jednym. 

1 komentarz:

Lydia Land of Grafic