piątek, 27 września 2013

33.

-Obstawiam, że nie będzie z tobą dłużej niż tydzień.
-Och, zamknij się wreszcie Black, nikogo nie obchodzi co ty obstawiasz. Założę się, że będziemy ze sobą dłużej, niż ty utrzymasz się z dala od Rose.
-Czy to wyzwanie?- spojrzał na nią z szalonym błyskiem w oku.
-Tak, to wyzwanie!- krzyknęła Lucy, podając mu dłoń.- Wchodzisz w to?
-A co z przegranym? Jakaś kara dla frajera, który się zakłada, mimo iż wie, że przegra?
-Coś proponujesz?- spojrzała na niego wściekle.
-Jeśli przegrasz, to powiedzmy... pocałujesz Smarkerusa.
-O fuj- skrzywiła się.- Za to ty, hm...- uśmiechnęła się do siebie niczym szaleniec, następnie pochyliła się nad nim i wyszeptała na ucho swoje postanowienie.
-No wiesz, Torres- roześmiał się.- No, no, to może być ciekawe. Wchodzę w to.
Uścisnęli sobie dłonie, zawiązując tym  gestem magiczną umowę.
Nie wytrzyma z jednym chłopakiem dłużej niż tydzień. To niemożliwe. Co jak co, ale pod tym względem są podobni. Teraz jedynie będzie musiał się pilnować, by nie zacząć stosować swoich tricków na Rose. Ale jak tu się opanować, kiedy ona jest tak piękna? Jak miał jej nie powiedzieć, że ślicznie wygląda, kiedy ona wyglądała jak najwspanialsza dziewczyna pod słońcem. Taka delikatna, subtelna, urocza.
-Stop, przestań. Myśl o zakładzie- skarcił się w myślach Black.
Wtem na schodach pojawiła się piękna dziewczyna. Jej długie, bardzo długie włosy, w odcieniu słomy połyskiwały w bladych światłach świec. Uśmiechała się tak delikatnie. Jakby robiła coś, co jest zakazane, a jednak nie potrafiła się przywrócić do porządku. Ta koszula, którą miała teraz na sobie. Nie miała krawata, dzięki czemu wyglądała jak... buntowniczka. Spódniczka, zakrywająca jej wspaniałe nogi. Tak, musiały być niezwykłe. Zakolanówki opinające jej smukłe łydki. Boże, jaka ona jest cudna.
-Do cholery, opamiętaj się, Black. Myśl o zakładzie, myśl o zakładzie!- kłócił się sam ze sobą, kiedy Rosalin usiadła u jego boku. Dopiero teraz zauważył, że kogoś przyprowadziła.
-Evans? Jasny gwint- przeraził się nie na żarty.
-Syriuszu- skarciła go Rose.- Lily przyszła ze mną i mam nadzieję, że potrafisz okazać swoją gościnność innym członkom naszego dormitorium.
-Oczywiście, oczywiście. Napijesz się czegoś, Evans? Znaczy się, Lily- mordercze spojrzenia Lucy i Rose kazały mu pilnować swojego języka.
-Nie, raczej podziękuję- odparła rzeczowym tonem Ruda.
-Och, Lily, daj spokój, napij się chociaż piwa kremowego- nalegała Lucy podając jej butelkę.- Hej, a tak w ogóle to znacie Scotta?
-Twój nowy tygodniowy chłopak?- rzuciła od niechcenia Lily.
-HA!- krzyknął Syriusz z triumfalnym uśmieszkiem.- Evans, już cię lubię!
-Wybacz, postaram się poprawić. Black, a gdzie twoja papużka nierozłączka? Poszła szukać rozumu? Mam nadzieję, że nie wśród mojej bielizny.
-Właściwie to nie wiem. Pewnie poleźli z Peterem po zapasy. To co, robimy im jakiś kawał?
-Kusząca propozycja, nie powiem.
-Czyli, że wchodzisz w to Lucy? A co z wami? Evans,  nie chcesz zemsty za staniki?
Rudowłosa spojrzała po wszystkich. Na dłuższą chwilę zatrzymała się na twarzy Rose, po czym wypaliła:
-Wchodzę w to!

3 komentarze:

  1. Omg to najmilsza rzecz jaką można czytać podczas tak bardzo nudnych lekcji.

    OdpowiedzUsuń
  2. S-U-P-E-R <3333333

    KOCHAM TEGO BLOGA :DDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Evans , już cie lubie
    xD haha
    Lily sie odegra :-D

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic