Dowlekli się do domu i już na wejściu pani Potter sprawdzała magicznym zaklęciem poziom alkoholu we krwi obu chłopców. Minę miała bardzo podejrzliwą, choć jej mąż stał za jej plecami, wznosząc oczy ku niebu. Nie przeszkadzał jej jednak, najwyraźniej też uważał, że to konieczne. Gdy stwierdziła, że obaj są całkiem trzeźwi, lekko odetchnęła i pozwoliła im spokojnie udać się na piętro do ich pokoju. Wyminęli rodziców Jamesa (pan Potter posyłał właśnie żonie triumfujące spojrzenie) i zaczęli wspinać się do schodach. Kiedy dotarli na miejsce, zamknęli za sobą drzwi i dopiero wtedy odważyli się odezwać.
-Chyba już nam nie ufają. No nie rozumiem ich, kompletnie- burczał pod nosem James, przechadzając się po pokoju. Był trochę naburmuszony, nie spodziewał się, że go rodzice wyciągną aż tak daleko idące konsekwencje. Łapa postanowił się nie odzywać i nie po raz pierwszy rozejrzał się po "królestwie" swojego przyjaciela.
Było to dość duże pomieszczenie. Dominowały tu barwy Gryffindoru. Dużo złota, jeszcze więcej czerwieni. Mało było rzeczy w innych kolorach. Narzuta na łóżko z godłem Gryffindoru. Łapa pokręcił głową- James był niesamowicie zakręcony. Na przeciwko drzwi znajdowało się spore okno wpuszczające dużo światła słonecznego. Na środku pokoju stał mały stolik, do którego zasiadało się na poduszkach (na których widniał wizerunek lwa). Tuż obok drzwi znajdowała się ogromna szafa z lustrem, w którym Rogaś często trenował wszystkie swoje miny. Przy lewej ścianie od wejścia stało łóżko Jamesa, a po prawej nie tak dawno wepchnięte, nowe łóżko przeznaczone dla Syriusza.
Do końca życia młody Potter nie zapomni dnia, w którym przybył do jego domu nowy członek rodziny, jego najlepszy przyjaciel, Syriusz Black.
Była okropna ulewa, tydzień po powrocie z Hogwartu. O świcie otrzymał list, w którym przyjaciel poinformował go o ucieczce z domu. Szybko zebrał się i pobiegł po przyjaciela, który miał na niego czekać pod Dziurawym Kotłem. Stał tam samotnie, przemoczony do suchej nitki, opierając się o kufer szkolny, z miotłą przewieszoną przez ramię. Po drodze Łapa niewiele mówił. Był przerażony, zziębnięty. Pierwszego dnia w ogóle nie reagował. Zachowywał się jakby go dementor ucałował. Gdy podawał mu herbatę, zauważył, że cały się trzęsie, lecz nie był to spowodowane zimnem. Co tydzień dostawał wyjca od rodziców. Pierwsze z nich były najokropniejsze. Syriusz zaczynał wtedy powracać do staniu, w jakim znalazł go James, tego pamiętnego, ulewnego dnia. Często nie wychodził cały dzień z pokoju, leżąc skulonym gdzieś w kącie pokoju. Jego nocne koszmary jakby robiły się straszniejsze. Niejednokrotnie James kątem oka widział, jak przyjaciel zrywa się w środku nocy, zlany potem, i potem już nawet nie kładł się na poduszkę, bo wiedział, że nie zaśnie. Któregoś dnia, Łapa zwierzył się, że ma wyrzuty sumienia, z powodu tego, że zostawił na Grimmauld Place przy numerze 12 swojego młodszego brata, zostawiając go na pastwę losu tym okrutnym ludziom, którzy są w stanie wyplewić z niego całe dobro, które gdzieś w głębi niego jest. Okazji, do dowiedzenia się co u Regulusa było niewiele, ale na całe szczęście, w pewną niedzielę, na trzy dni przed powrotem do szkoły, przyleciała sowa zaadresowana do Syriusza. Przeczytali wiadomość i pospiesznie odpisali Lucy, gdzie się znajdują.
-Przecież jej rodzice mieszkają niecałe dziesięć minut drogi stąd. Niech wpadnie!-rzucił Rogacz- Łapie jest to potrzebne. Skoro Blackowie są u niej, to może dostarczyć informacji, które uspokoją sumienie Syriusza.- dodał w myślach James.
Uśmiech, jaki wymalował się z tymi słowami na twarzy Blacka, był czymś wspaniałym. Czymś tak szczerym. Często żartowali, często się śmiali, jednakże James- wieloletni przyjaciel- wyczuwał, że jest to tylko chwilowy przebłysk. Śmiech w towarzystwie, a gdy przychodziła nocna samotność, przychodziły również głosy sumienia, wmawiające Łapie, że jest najgorszym bratem na świecie. Nieraz zdarzało się, że Łapa zasypiał w jego łóżku- później był z tego powodu nieco zażenowany- ale Rogacz rozumiał, że przyjaciel potrzebuje czyjejś bliskości, nawet takiej braterskiej miłości jaka między nimi była.
Lucy jednak mogła wskórać wiele. Przede wszystkim dostarczyć informacji, ale także i pocieszyć, przytulić coraz to bardziej bezbronnego Syriusza Blacka, który wariował przez tę całą sytuację.
Niespełna pół godziny później siedzieli w trójkę, popijając gorącą herbatę przygotowaną przez matkę Jamesa.
-Pewnie się już domyśliliście, ale twoi rodzice, Syriuszu, są właśnie z wizytą w domu państwa Torresów- skrzywiła się.- Uciekłam przez okno w kuchni. Twój brat chyba to widział, ale nawet jeśli, to nie dał tego po sobie poznać- Black już otwierał usta by coś powiedzieć, ale Lucy jakby już wiedział o co zapyta, wypaliła- Wygląda dobrze. Uśmiecha się, wymienia opinie, dyskutuje. Naprawdę, nie ma się o co martwić. Nie wygląda jak pod imperiusem- zaśmiała się cicho. Mięśnie na twarzy Łapy dalej były bardzo napięte, ale wszystko wskazywało na to, że dziewczyna ma rację, więc po chwili troszeczkę się rozluźnił.
-Hej, ale w środę wracamy. To już szósty rok, będzie zabawa, ja wam to mówię- rzucił James w duchu się modląc, by Syriusz znalazł sobie jakąś dziewczynę, którą obierze za swój nowy cel. Będzie mieć wtedy na oku Regulusa, a zabawa ze zdobywaniem kolejnej piękności przyćmi uwagi przysyłane przez Welburgę Black.
Biedny Syriusz ;c
OdpowiedzUsuń