piątek, 29 listopada 2013

60.



            Korytarz jak zwykle o tej porze był pusty. To takie typowe dla niedzielnych, leniwych popołudni. Rozeszli się przy poprzednim zakręcie  w końcu, kto lepiej zna mury tej szkoły jak nie oni? Jeszcze tylko jeden zakręt. Taaak, tak jak myśleli. Siedział tu, na murku, jak zwykle chował się.
Cóż za parszywy szczur.  pomyślał James, wciąż ukryty pod peleryną niewidką.      Czekał na sygnał. Łapa lada chwila powinien znaleźć się po przeciwnej stronie, na zewnątrz budynku. Remus i Peter też powinni już być gdzieś w okolicy. W świetle bladego słońca, ujrzał dostojną posturę swojego przyjaciela, który, podobnie jak i on, krzywił się, a zarazem cieszył, na myśl o tym, co zaraz zrobią temu "robakowi".
Są już Luniaczek i Glizdek. Doskonale. To teraz tylko czekać.
            Dwaj chłopcy usiedli na sąsiednim murku. Było to coś na kształt łuku ni to okno, ni to przejście. Wiosną było to idealne miejsce na leniuchowanie. 
Zgodnie z planem, James zdjął z siebie pelerynę i dumnym krokiem dołączył do swoich przyjaciół. Tak jak sądzili Smark natychmiastowo zebrał swoje książki i wstał, mając w zamiarze szybką ucieczkę. Skręcał już w stronę podwórza, gdzie ujrzał Syriusza, nonszalancko opartego o mur.
Gdzieś się wybierasz, Smarkerusie?
            W jego głosie można było wyczuć pogardę i rozbawienie.

Zejdź mi z drogi, bo będę musiał cię uszkodzić. wysyczał Severus. Jego oczy zawęziły się do tego stopnia, że przypominały dwie, czarne, prawie jakby narysowane szparki.
            Syriusz jedynie wybuchnął szyderczym śmiechem. James słysząc swojego przyjaciela, wręcz nie mógł się powstrzymać, by nie uczynić tego samego. Słysząc w uszach pomieszanie śmiechu Syriusza i własnego, stanął za plecami Snape'a.
Smarkerusie, błagam, bądźże litościwy dla nas. szydził Łapa, przybierając sztucznie przerażony wyraz twarzy. Rogacz na to jedynie jeszcze głośniej się roześmiał. Ślizgon, poirytowany już dostatecznie, wyciągnął zza pazuchy różdżkę. Niestety, jego ruchy były zbyt powolne, a Potter był zbyt domyślny.
Expelliarmus!
            Różdżka chłopca wypadła mu z ręki i niefartownie, dla niego, wylądowała w dłoni Jamesa.
Myślałeś, że dałbyś radę w pojedynku ze mną? Och, naprawdę jesteś aż tak naiwny? Aż tak prymitywny i żałosny? Chyba cię nie doceniałem. wyśmiał go okularnik.
ODDAWAJ MOJĄ RÓŻDŻKĘ!
Hej, Łapo, słyszałeś? Dziewczynka prosi by oddać jej różdżkę.
No wiesz, Rogaczu. To w sumie byłoby bardzo, eee...szlachetne. No, jeśli ktoś potrafi się tą różdżką posługiwać. wyszczerzywszy swoje zęby, kopnął Spane'a w goleń. Ten upadł na kolana, a z rąk wypadły mu jego książki. Nie tracąc czasu, Black pochwycił je i zaczął kartkować.
"Własnością Księcia Półkrwi"- cóż za tytuł, no,no. Rogasiu, mamy zaszczyt przebywać z KSIĘCIEM.
Łapo, chyba powinniśmy zacząć składać pokłony.
Hej, nie sądzisz, że nasz Smarkuś po prostu pragnie mieć tytuł jak przywódca Śmierciusów?
NIE OBRAŻAJ CZARNEGO PANA! wrzasnął Severus zrywając się na nogi. Wyszło mu to nieco żałośnie. Jego wciąż ubolewająca noga się zachwiała, przez co nie utrzymał równowagi i ponownie przyklęknął na lewe kolano. Dwaj Gryfoni odnaleźli w tym jedynie kolejny powód do kpiny.
Smarkuś chce zostać Śmierciusem? Ojoooj. Obawiam się,  że tam nie ma miejsca dla takich szumowin jak ty. Choć właściwie... Syriusz przybrał bardzo zamyśloną minę Tam zgłaszają się tylko wyrzutki społeczeństwa, więc właściwie, pasujesz tam, o mój Książę.
            Ku zdziwieniu przyjaciół, Ślizgon jedynie się zaśmiał.
Co cię tak bawi, Śmieciusie? warknął James, dochodząc do wniosku, że to wcale nie jest zabawne, że ich ofiara się zaczyna śmiać.
Wyrzutki społeczeństwa mówisz? Cała twoja rodzina? Twój młodszy braciszek też jest wyrzutkiem społeczeństwa? Jeśli tak mówisz. On jest z NAMI.
            Syriusz wyglądał, jakby go ktoś oblał kubełkiem lodowatej wody. Później mocno zacisnął szczękę, a w jego oczach widniała furia. Potter wiedział, co przyjaciel ma zamiar zaraz uczynić. Wyprzedził go.
Levicorpus!
            Severus wystrzelił w powietrze. Black spoglądał na Rogasia, który trzymał różdżkę wysoko w górze.
Łapo, on nie jest wart czarodziejskiej bójki. On nie jest wart nawet mugolskiej.
Czarodziejskiej bójki? Różdżki nie mam. Ale jak widać, wy nie potraficie stanąć do pojedynku jak prawdziwi czarodzieje.
Nikt ci nie udzielił prawa głosu, Śmieciu. warknął Black. Jęzlep.
            Już otwierał usta, by zacząć oblewać go falą obelg, gdy usłyszał gwizdanie Petera.  Ktoś szedł w tą stronę. Nie zdążyli zareagować. Lily Evans zastała ich w przejściu. Trzymających różdżki skierowanych ku Severusowi Snape'owi.
Liberacorpus!  krzyknęła. Wściekła spoglądała to na Pottera, to na Blacka. Smark wykorzystał ten moment nieuwagi wszystkich i, czym prędzej, pozbierał swoje rzeczy, po czym w podskokach zaczął uciekać w kierunku błoni.
Po co to zrobiłaś?! wycedził wściekle Black. Jego irytacja, spowodowana tym, że nie mógł się dostatecznie wyżyć, sprawiała, że zabrzmiało to bardziej jadowicie, niżeli chciał. 
Taki jest mój obowiązek. Nie tylko jako prefekta, ale jako CZŁOWIEKA.
Och, Evans, nic by się mu nie stało. Poza tym, on nie zasługuje na twoje miłosierdzie. Już nie pamiętasz?
Owszem, Potter, pamiętam! Co nie oznacza, że mam się stać taka jak ty!
Czkaj, czekaj! Taka jak ja? Czyli jaka?
Niedojrzała, lubująca się w znęcaniu nad słabszymi, zarozumiała i kompletnie nieczuła!
Potrafię być BARDZO czuły. odparł niskim, uwodzicielskim tonem.
Jakoś tego nie widać! poirytowana odwróciła się na pięcie i odeszła. Rogacz wciąż wpatrywał sie w znikające na zakrętem, z którego sam wyszedł jakieś dziesięć minut wcześniej, płomiennorude włosy.
Ej, stary! pstryknął mu tuż przed nosem Syriusz. Zejdź na ziemię. Nie dostaliśmy szlabanu! Jakim cudem?
Leci na mnie. Mówię ci. ruszył do przodu, z wypiętą piersią, zostawiając przyjaciela nieco z tyłu.  Ja w sumie na nią trochę też. dodał w myślach James, szczerząc się do pozostałych Huncwotów.

poniedziałek, 25 listopada 2013

59.

            Już od dłuższego czasu siedziały w dormitorium chłopców. Z rozbawieniem przyglądała się dwójce dobrze znanych jej chłopców, którzy, jeden przez drugiego, łypali na siebie spode łba. Byli bardzo rozdrażnieni swoim zakładem.
- Black, czemu nie pójdziesz tak po prostu się ogolić? Przecież to oczywiste, że James wygra.
- No dzięki, Lucy. Też cię kocham, ale wiesz, mogłabyś być czasem po mojej stronie!
Skrzyżował na piersi w nieco pretensjonalnym geście, na co blondynka jedynie wyszczerzyła zęby.
- Wiesz, w sumie to mogę się z tobą założyć, Lucy, o to, że wygram ten zakład z Jamesem!
- Ooooo! Znowu się chcesz zakładać! Jej, Black, jak ja to lubię!
- Tym razem wygram!
- No jasne. Załóż się!
- W porządku. O co?
          Syriusz był już dostatecznie wkurzony. Nerw na twarzy mu drgał i oddychał też dziwnie szybko.
- Jeśli wygram…  – zaczęła złudnie spokojnym głosem – A może zostawmy stawkę w tajemnicy? Załóż się w ciemno, Black! Tak będzie zabawniej.
          Łapa rozejrzał się po twarzach obecnych. Wszyscy tkwili w napięciu.  Na ułamek sekundy dłużej, swój wzrok zatrzymał na twarzy swojego najlepszego przyjaciela. Na nieszczęście Torres, dziewczyna tego nie zauważyła.
- Zgoda! – podał jej dłoń, pozwalając na zawiązanie magicznej umowy.
Nie mógł uwierzyć w naiwność dziewczyny, która jeszcze przez kilka chwil upajała się swoją pomysłowością. Mina jej zrzedła w chwili, w której James zniknął za drzwiami toaletki, a Syriusz, z całkiem zadowoloną miną, rozwalił się na swoim łóżku.
- Oj, Torres, Torres. Głupiutkie z ciebie, dziewczę. Doprawdy sądziłaś, że Rogaś pozwoliłby mi przegrać kolejny zakład?
- Czy on…Czy on właśnie poszedł się ogolić? TY ŻMIJO! TO NIE FAIR!
Wybuchnął jedynie śmiechem - połączenie radości ze zjadliwością. Jego śmiech, zawtórował śmiech Pottera, który z gładką już twarzą wyszedł z toalety.
- Oj, Lucy. To co, teraz tylko kwestia zadania. – rzucił James. – Łapo, co nasza kochana blondyneczka powinna uczynić?
- Wiesz, Rogasiu. Ja to bym chętnie zobaczył Torres rzucającą się mojemu braciszkowi na szyję. Nigdy go nie widziałem z żadną dziewczyną. Niech chłopak ma coś z życia.
- Nie, Black, nie możesz! – krzyknęła, z wyraźnie przestraszoną miną.
- A to dlaczego?
- Ja mam chłopaka!
- Och, to czyni zadanie jeszcze zabawniejszym.
          Szyderczy uśmiech, szalony błysk w oku. To idealnie współgrało z atmosferą panującą w pomieszczeniu. Jeszcze parę sekund napawał się wygraną, po czym niczym błyskawica, wparował do łazienki, z której nie wychodził dość długo.  Kiedy jednak już to uczynił, wyglądał on znacznie lepiej. Gładka twarz, ten typowy dla Huncwotów typ uśmiechu. Wysoko uniesiona twarz i postawa mająca wyrażać nutkę zarozumialstwa.  Syriusz Black w pełnej okazałości. Rzucił zalotne spojrzenie Lucy, która już się gotowała, gdzieś głęboko w środku.
- Lucy, szykuj się na gorrrrrrrrrrrrący pocałunek z Regulusem!
     Tego było za wiele. W tej właśnie chwili przełamał granicę wytrzymałości Torres. Dziewczyna wdzięcznie wstała i szybkim krokiem udała się ku wyjściu.  Chłopcy natychmiastowo się roześmiali. Rose, nieco zmieszana, jedynie delikatnie się uśmiechnęła. Siedziała na łóżku Remusa opierając się lewym ramieniem o kolumnę.
- Hej, słuchajcie, przyznać się! Od kogo dostałem zdjęcie na urodziny? - zerwał się na nogi Syriusz spoglądając po wszystkich. – Bo wiecie, ostatnio przegrzebywałem spodnie, szukałem jakichś drobnych, a zamiast tego, znalazłem zdjęcie mnie z chłopakami. Normalnie szok. Nie pamiętam kiedy je dostałem. Film mi się urwał jakoś tak po wyjściu od dziewczyn.
Strasznie fajne, w ogóle nie mam pojęcia kiedy zostało zrobione. Ej, Rose, to nie od ciebie? - obdarował ją jednym z tych swoich wyćwiczonych uśmiechów. Nonszalancja połączona z rozbawieniem.
- Nie, no skąd. - odparła, starając się zatuszować delikatne drżenie głosu. - Wiecie, ja chyba pójdę sprawdzić co z Lucy. Nie wyglądała na spokojną gdy stąd wychodziła.
- Och, Rose, daj spokój! Nic jej nie jest, zapewniam cię.
- Jak tak możesz?! Lucy wyparowała stąd jak poparzona, a ty mi mówisz, że nic jej nie jest? Jesteś okrutnie nieczuły, Syriuszu.
       Posępna mina, stalowy błysk w oku, mocno zaciśnięta szczęka i godnie wyprostowana postura - był to nietopowy widok, zwłaszcza jeśli mówiło się o Rosaline Richardson.  Dziewczyna jeszcze przez chwile nie spuszczała wzroku z Blacka, a gdy już to zrobiła, obróciła się na pięcie i szybkim krokiem opuściła dormitorium.
- Cóż... - zaczął Łapa opierając się o balustradę łóżka. - wygląda na to, że ktoś tu przechodzi właśnie menstruację.
Rogacz parsknął śmiechem.
- No co?
- "Jesteś okrutnie nieczuły, Syriuszu". - zawtórował James, bezczelnie przedrzeźniając Rose,
- Daj spokój. Ej, co powiecie na mały żart na Smarku. Na nic innego nie mam tak wielkiej ochoty, jak na wycięcie jakiegoś kawału.
- Brzmi kusząco. - zamruczał James, na co cała reszta wybuchnęła nieopanowanym śmiechem.

niedziela, 24 listopada 2013

58.

                 Rose weszła do swojego dormitorium. Już na progu zauważyła, że coś było nie tak aha, to ten nadzwyczajny porządek. Najwyraźniej Lily i Mary dorwały się do ich rzeczy, kiedy obu blondynek nie było w pokoju. Trudno dziewczyna wzruszyła ramionami i zdjęła buty, by po chwili z cichym okrzykiem radości wskoczyć na swoje idealnie posłane łóżko. 
Po chwili drzwi się otworzyły i do środka weszła Lucy, gwiżdżąca jakąś wesołą melodię.
–  Ooo, tu jesteś! ucieszyła się niebieskooka. Właściwie to potrzebuję twojej rady.
Torres z zaciekawieniem spojrzała na przyjaciółkę i w mgnieniu oka znalazła się na łóżku Rose.
–  O co chodzi?
–  Bo wiesz... Syriusz jest ostatnio nieco zły z powodu tego zakładu z Jamesem. Że nie mogą się golić i w ogóle. Dlatego chciałabym mu jakoś pomóc. No i wymyśliłam dwie opcje, ale nie wiem, która jest lepsza.
–  Ejejej, ale czemu ty w ogóle chcesz mu pomagać? Niech choć raz przeprowadzą uczciwy zakład.
–  Ale on chodzi teraz taki wściekły... Dzisiaj nawet na mnie wpadł przez nieuwagę!
–  Moim zdaniem za bardzo się przejmujesz, kochana. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego chciałabyś poprawić samopoczucie Łapy. twarz Lucy wykrzywiła się w szatańskim uśmieszku. Ej, a może on ci się podoba!
–  Nie! W życiu! Syriusz? Błeeee.
–  No co ty, Rose! Przecież to jeden z najprzystojniejszych, w dodatku wolnych chłopaków w szkole! Na pewno ci się podoba.
Richardson wiedziała, że przyjaciółka tylko jej dokucza, ale i tak postanowiła się bronić do oporu.
–  Wcale nie. Są przystojniejsi.
–  No niby kto?
–  Yyy. 
Właśnie! wykrzyknęła triumfalnie zielonooka.
Czekaj, daj mi pomyśleć! broniła się Rose, ale Torres już wstała i zaczęła skakać po jej łóżku, krzycząc, a może śpiewając?, w kółko następujące słowa:
–  Rose podoba się Syriusz! A ona jemu! Będą taką słodką parą! Tralalalaaa.
–  Przestań! To nieprawda!
Richardson rzuciła się na przyjaciółkę z poduszką w ręce, próbując zasłonić jej usta. W tej samej chwili Lucy, wciąż się drąc, przeskoczyła na swoje łóżko i zamachnęła się swoją poduszką. Wkrótce spokojna rozmowa przyjaciółek przerodziła się w prawdziwe starcie. Pokój został podzielony na dwa fronty, nie oszczędzono ani jednej poduszki. W powietrzu rozchodził się perlisty śmiech obu dziewczyn, raz po raz przerywany przez celne trafienie poduszką.
Wtem drzwi otworzyły się, a obie dziewczyny zamarły w poduszkami nad głową. W progu stała osłupiała Lily, a za nią było widać Mary, wyglądającą przez ramię Rudej. Obie blondynki przybrały skruszone miny.
–  Co. To. Ma. Być?! Niedawno posprzątałyśmy!
–  Właśnie widziałyśmy zaczęła Rose niewinnym tonem.
–  No i tak sobie pomyślałyśmy...
–  Że jest nieco za czysto...
–  Ale to na serio wyszło niespecjalnie dokończyła Lucy i obie dziewczyny przecisnęły się przez drzwi prowadzące na korytarz. Pobiegły ku Pokojowi Wspólnemu, ale i tak dobiegł je krzyk Evans:
–  Wracajcie! Jeszcze nie skończyłam!
Dokąd uciec? Gdzieś, gdzie Lily nas nie będzie ścigać... myślały obie, po czym równocześnie na siebie spojrzały z tym samym błyskiem w oku.
Huncwoci.

sobota, 23 listopada 2013

57.



            Po raz kolejny spojrzał w swoje odbicie w lustrze i westchnął. Zwykle idealnie gładkie policzki pokrywał mu dwudniowy zarost, który jego zdaniem zdecydowanie psuł jego urodę. Ze złością spojrzał na okularnika siedzącego na skraju łóżka i przyglądającemu mu się z rozbawieniem.
- Oj, Łapciu, po co masz się tak dręczyć? Wystarczy, że się ogolisz i będzie po sprawie - znów będziesz śliczniutki.
- Nie - wręcz warknął na niego Syriusz i wyparował z dormitorium. Szedł zły przed siebie, nawet nie zdając sobie sprawy, dokąd zmierza, póki nie zderzył się z jakąś postacią. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jest na błoniach, a osobą, którą potrącił, jest Rose. Podał jej dłoń i delikatnie postawił ją z powrotem na nogi.
- Och, wybacz mi. Nic ci nie jest?
- Wszystko w porządku, Syriuszu - uśmiechnęła się do niego. - Ale... Czy coś się stało? Bo wydawałeś się być zły...
- Teraz? Nie, jak najbardziej już wszystko jest w porządku.
- Teraz... A wcześniej? - dociekała blondynka.
- Po prostu chodzi o ten durny zakład - Black znów z mocą zacisnął szczęki. Dziewczyna wybuchnęła perlistym śmiechem.
- Naprawdę nie rozumiem. Przecież skoro ci to tak przeszkadza, to czemu się nie ogolisz?
- Ja nigdy nie przegrywam! - odparł zdecydowanie chłopak, lecz po chwili pożałował swoich słów. - No, prawie nigdy. - pospieszył z wyjaśnieniem, ale w oczach dziewczyny już błyszczały łzy rozbawienia, wywołane wspomnieniem pewnego zakładu... Syriusz w tym momencie ze zrezygnowaniem stwierdził, że ani Rose, ani ktokolwiek inny, nie zapomni mu tej żenującej chwili, w której to musiał przebiec nago po korytarzu. Spojrzał na dziewczynę, ale ona dalej zwijała się ze śmiechu, choć nieudolnie próbowała to powstrzymać.
- Rose... - zaczął ostrzegawczym tonem. To nieco zadziałało, bo blondynka zaczęła robić głębokie wdechy i wydechy, co pozwoliło jej nieco opanować napad śmiechu.
- Och, Syriuszu, wybacz mi... Ale gdybyś widział miny tych wszystkich ludzi... I siebie, sunącego po korytarzu...
- Rose, ty chyba nie powinnaś pamiętać TAKICH rzeczy.
Dziewczyna lekko się zmieszała, a Łapa uśmiechnął się triumfalnie. Bawiło o zażenowanie dziewczyny, ale postanowił zmienić temat.
- A nie chciałabyś mi pomóc z wygraniem tego zakładu? Mogłabyś uwieść Jamesa, powiedzieć mu, że lepiej wygląda bez zarostu... No wiesz, ruszyć jakoś jego męską część.
- Hmm. A nie miałbyś nic przeciwko, gdybym to zrobiła? - uśmiechnęła się, lekko przechylając głowę i mrużąc oczy. Chłopak nie mógł uwierzyć własnej głupocie, ale postanowił nie dawać po sobie poznać, że bardzo się pomylił.
- Niee. Chociaż Rogaś mógłby się domyślić, że cię o to poprosiłem.
- Coś mi się wydaje, że jednak nie. Dobra, Syriuszu, mam plan. A nawet dwa - mrugnęła do niego i pobiegła do zamku tak szybko, że nawet nie dała mu szansy, by zmienić zdanie.
Na Merlina, w co ja się wpakowałem? - jęknął w myślach Black.
Lydia Land of Grafic