Przebiła się przez
Pokój Wspólny. Lucy i Rose beztrosko tańczyły, a chłopcy jedynie skupiali na
nich swój wzrok. Była zmęczona. Cały dzień wałęsała się po błoniach. Rozmawiała
z wieloma uczniami, pomagała pierwszoroczniakom z zadaniami domowymi, napisała
list do rodziców, poplotkowała z Mary – tak dawno tego nie robiły. Niby takie
bezcelowe trajkotanie, a potrafi poprawić humor. Mary może i wydawała się być w
obecnej chwili nazbyt poważna, ale czemu tu się dziwić? W przeciągu kilku
czerwcowych dni musiała dorosnąć. Przestać kurczowo trzymać się szaty matki i
zostawić swoją przeszłość za plecami. Mollins jednak potrafiła przybrać nieco
bardziej rozluźniony charakter. Otulona październikowym słońcem, tańczyła wśród
liści. Śmiała się, a ten dźwięk odbijał się echem. Lily Evans uwielbiała te
beztroskie momenty, kiedy czuła, że jej przyjaciółki są szczęśliwe. Ona sama
była wtedy u szczytu radości.
Teraz, gdy patrzyła na rozweselone przyjaciółki, nie miała wręcz sumienia, by odciągać je od tych chwil odprężenia. Leniwym krokiem ruszyła schodami w górę. Była zmęczona i jedyne o czym marzyła to wtulić się w ciepłą pierzynę i odpłynąć w senny świat.
W pomieszczeniu panował bałagan. Rzeczy porozrzucane po kątach. Sterta ubrań, kawałki pergaminów przylepione zaklęciami do ścian i płatki róż leżące wokół jej kufra. Cokolwiek miało to znaczyć, musiała przyznać, że ten drobny gest wprawił ją w stan zaciekawienia. Lekkim krokiem podbiegła do swego łóżka. Zwinnie uchyliła klapę kufra. Na stercie ubrań, książek i innych drobiazgów leżała paczuszka. Była ona zawinięta w sposób nieco niezdarny, prawdopodobnie w pośpiechu. Rozdarła papier, a jej oczom ukazała się…bielizna. W pierwszym odruchu zaczęła się śmiać. Najnormalniej na świecie śmiać. Bo przecież to było zabawne, choć odrobinę niesmaczne(w głębi duszy wierzyła, że były to rzeczy wyprane).
– Co cię tak raduje, Evans? – dobiegł ją głos z jej łóżka. Głos dobrze jej znany, choć nie do końca była pewna, czy nie ma przypadkiem przywidzeń. W odruchu samoobronnym szybko sięgnęła ręką po swoją różdżkę.
– Kto tu jest?
– To ja, kochanie, nie musisz się bać. – rzekł James podnosząc się z łóżka.
– Potter! Co ty tu robisz? – spytała, starając się przybrać jak najbardziej jadowity ton głosu.
–Cóż, nie chciałem byś spędziła ten sobotni wieczór samotnie. Przecież możemy razem jakoś zagospodarować ten czas.
– Nie wydaje mi się, bym była zainteresowana.
– Och, Evans, nie musisz kłamać. Poza tym, przed chwilą się tak cudownie śmiałaś, czemu nie może tak zostać?
Zamilkła. Nie potrafiła znaleźć stosownej riposty. James wykorzystał tę okazję i podszedł do niej, zmniejszając dystans między nimi. – Porozmawiaj ze mną, Evans. Możemy być przecież przyjaciółmi.
– Ani mi się śni! Wyjdź stąd, Potter! Chcę zostać sama!
– A to dlaczego?
– Nie twój interes! – nie potrafiła sprawić by sobie poszedł, bo, prawdopodobnie, jakaś cząstka jej duszy chciała w tej chwili towarzystwa. Chwili rozmowy, odbiegającej od tych, których spodziewała się po dziewczynach. Zazwyczaj tak jest, że gdy już się kogoś dobrze zna, to wie się, co ta osoba powie, jak zareaguje.
– Coś się stało, Lily? – spytał łagodnie okularnik. Był to bardzo opanowany ton. Ton, który wręcz kłócił się z dźwiękiem tego głosu. I jeszcze to „Lily” zamiast typowego „Evans”.
– James, ja po prostu… – urwała, zastanawiając się co powiedzieć. W głowie pojawiły jej się tysiące spraw, o których chciałaby mu powiedzieć. Chciała mu się wyżalić, jak bardzo brakuje jej Severusa. Chciała powiedzieć mu, jak bardzo boi się wojny. Jak bardzo boi się o swoich rodziców, o swoich przyjaciół. Chciała mu powiedzieć, że nie jest tak odważna jak przystało na Gryfonkę i czuje się przez to podle. Chciała płakać i wiedzieć, ze czyjaś silna ręka będzie ją chronić przed tym co dzieje się na zewnątrz, bo przecież, tam ludzie giną. Są torturowani, bądź też robią rzeczy wbrew sobie. Świat był taki okrutny, a ona czuła się jak mała, bezbronna dziewczynka, pośród tłumu bezlitosnych dorosłych, gnających gdzieś, nie wiadomo gdzie. Spojrzała przed siebie i ujrzała parę orzechowych oczu. Były one tak opanowane, tak ciepłe, że w żadnym stopniu nie przypominały jej oczu tego aroganckiego chłopca, który tak ją frustrował.
– James, nie obraź się, ale naprawdę chce, abyś już sobie poszedł – odparła na jednym oddechu.
– W porządku. Ale jakbyś zmieniła zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać.
Po raz ostatni ich spojrzenia się skrzyżowały i ten wysoki chłopiec skierował się ku wyjściu. Z chwilą zatrzaśnięcia drzwi, po jej policzkach popłynęła łza, i jeszcze jedna, i kolejna, aż potem zaczęła obserwować rzeczywistość poprzez szklane łzy.
Teraz, gdy patrzyła na rozweselone przyjaciółki, nie miała wręcz sumienia, by odciągać je od tych chwil odprężenia. Leniwym krokiem ruszyła schodami w górę. Była zmęczona i jedyne o czym marzyła to wtulić się w ciepłą pierzynę i odpłynąć w senny świat.
W pomieszczeniu panował bałagan. Rzeczy porozrzucane po kątach. Sterta ubrań, kawałki pergaminów przylepione zaklęciami do ścian i płatki róż leżące wokół jej kufra. Cokolwiek miało to znaczyć, musiała przyznać, że ten drobny gest wprawił ją w stan zaciekawienia. Lekkim krokiem podbiegła do swego łóżka. Zwinnie uchyliła klapę kufra. Na stercie ubrań, książek i innych drobiazgów leżała paczuszka. Była ona zawinięta w sposób nieco niezdarny, prawdopodobnie w pośpiechu. Rozdarła papier, a jej oczom ukazała się…bielizna. W pierwszym odruchu zaczęła się śmiać. Najnormalniej na świecie śmiać. Bo przecież to było zabawne, choć odrobinę niesmaczne(w głębi duszy wierzyła, że były to rzeczy wyprane).
– Co cię tak raduje, Evans? – dobiegł ją głos z jej łóżka. Głos dobrze jej znany, choć nie do końca była pewna, czy nie ma przypadkiem przywidzeń. W odruchu samoobronnym szybko sięgnęła ręką po swoją różdżkę.
– Kto tu jest?
– To ja, kochanie, nie musisz się bać. – rzekł James podnosząc się z łóżka.
– Potter! Co ty tu robisz? – spytała, starając się przybrać jak najbardziej jadowity ton głosu.
–Cóż, nie chciałem byś spędziła ten sobotni wieczór samotnie. Przecież możemy razem jakoś zagospodarować ten czas.
– Nie wydaje mi się, bym była zainteresowana.
– Och, Evans, nie musisz kłamać. Poza tym, przed chwilą się tak cudownie śmiałaś, czemu nie może tak zostać?
Zamilkła. Nie potrafiła znaleźć stosownej riposty. James wykorzystał tę okazję i podszedł do niej, zmniejszając dystans między nimi. – Porozmawiaj ze mną, Evans. Możemy być przecież przyjaciółmi.
– Ani mi się śni! Wyjdź stąd, Potter! Chcę zostać sama!
– A to dlaczego?
– Nie twój interes! – nie potrafiła sprawić by sobie poszedł, bo, prawdopodobnie, jakaś cząstka jej duszy chciała w tej chwili towarzystwa. Chwili rozmowy, odbiegającej od tych, których spodziewała się po dziewczynach. Zazwyczaj tak jest, że gdy już się kogoś dobrze zna, to wie się, co ta osoba powie, jak zareaguje.
– Coś się stało, Lily? – spytał łagodnie okularnik. Był to bardzo opanowany ton. Ton, który wręcz kłócił się z dźwiękiem tego głosu. I jeszcze to „Lily” zamiast typowego „Evans”.
– James, ja po prostu… – urwała, zastanawiając się co powiedzieć. W głowie pojawiły jej się tysiące spraw, o których chciałaby mu powiedzieć. Chciała mu się wyżalić, jak bardzo brakuje jej Severusa. Chciała powiedzieć mu, jak bardzo boi się wojny. Jak bardzo boi się o swoich rodziców, o swoich przyjaciół. Chciała mu powiedzieć, że nie jest tak odważna jak przystało na Gryfonkę i czuje się przez to podle. Chciała płakać i wiedzieć, ze czyjaś silna ręka będzie ją chronić przed tym co dzieje się na zewnątrz, bo przecież, tam ludzie giną. Są torturowani, bądź też robią rzeczy wbrew sobie. Świat był taki okrutny, a ona czuła się jak mała, bezbronna dziewczynka, pośród tłumu bezlitosnych dorosłych, gnających gdzieś, nie wiadomo gdzie. Spojrzała przed siebie i ujrzała parę orzechowych oczu. Były one tak opanowane, tak ciepłe, że w żadnym stopniu nie przypominały jej oczu tego aroganckiego chłopca, który tak ją frustrował.
– James, nie obraź się, ale naprawdę chce, abyś już sobie poszedł – odparła na jednym oddechu.
– W porządku. Ale jakbyś zmieniła zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać.
Po raz ostatni ich spojrzenia się skrzyżowały i ten wysoki chłopiec skierował się ku wyjściu. Z chwilą zatrzaśnięcia drzwi, po jej policzkach popłynęła łza, i jeszcze jedna, i kolejna, aż potem zaczęła obserwować rzeczywistość poprzez szklane łzy.
Super, z niecierpliwieniem czekam na następny rozdział . Ogólnie uważam, że macie ogromny talent , a to jak piszecie uzależnia i sprawia , że każdy rozdział czytam wiele razy i z każdym mi się podoba.
OdpowiedzUsuńJakie to słodkie
OdpowiedzUsuńJames tak taki spokojny Lily opanowana
Bez przezwisk, bez krzyku
Biedna Lily ... Nie ma sie komu wyżalać :'(
Czekam na następny z niecierpliwością
Życze wam weny i dalszych wspaniałych rozdziałów ;*
świetne...:-D
OdpowiedzUsuńmacie dar do pisania...
czekam zniecierpliwiona na następny rozdział...:-*
:') nie mogę się już doczekać kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńOjej jak słodko! I smutnie :( Jeju!Chcę następny!Kiedy bedzie następny?
OdpowiedzUsuńSuper czekam na następny i mam nadzieje że będzie troche o Lily i Jamse
OdpowiedzUsuńBiedna Lily ;( wydaje się być taka samotna :(
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;)
Piszcie dalej dziewczyny, jesteście niesamowite ;D :*<3
Świetne *.*
OdpowiedzUsuńKocham Lily i Jamesa <3
A i wy jesteście niesamowite! Zazdroszczę i podziwiam wasz talent :D
Dawać mi tu więcej rozdziałów kurde mol! :D ja jestem bardzo niecierpliwy człowiek i ja się zastanawiam czy wy przypadkiem nie chcecie mnie wykończyć. Wasi bohaterowie są tacy jakich sobie wyobrażałam <3 pięknie <3
OdpowiedzUsuńpozdrówko
~Carolina Weasley <3
Piękne, choć małe rozdziały :) Bardzo mi się tu podoba James, jest taki jakiego sobie zawsze wyobrażałam :D
OdpowiedzUsuńJak najwięcej śmiesznych sytuacji Lily i Jamesa, uwielbiam ich <3
Pozdrawiam i życzę wielkiej weny :P
Loony <3
Poproszę więcej Jamesa i Lily ;3
OdpowiedzUsuńOhhh wiecej rodzialow prosze ! Kochana Ruda *o* a James tez genialny ^^ weny zycze i wiecej rozdzialow
OdpowiedzUsuń