piątek, 15 listopada 2013

55.



              Po chłodnym wrześniu przyszedł ponury październik. Szósty rok nauki przestał być w mniemaniu uczniów takim łatwym, jak się tego spodziewali. Trzy tygodnie po przyjeździe odkryli klimat Hogwartu - pierwsza pełnia księżyca spędzona w wspólnym gronie, i mimo, iż Remus jak zwykle miał nieco wyrzutów sumienia, szybko o tym zapomniał. Od ponad roku był to nieodłączny fragment życia chłopców zamieszkujących wspólnie dormitorium.
            - To takie zabawne. - pomyślał pewnego ranka Syriusz przyglądając się swojemu odbiciu. Wilgotne włosy opadały mu na twarz, a po nosie ściekało jeszcze parę kropel porannego prysznicu. Wspominał ten pamiętny dzień, pierwszy września roku 1971. Popychał swój wózek z bagażami, gdy nagle zderzył w niego jakiś chłopiec. Pierwsze co mu przyszło na myśl to to, że ten rozczochrany kretyn mógłby czasem patrzeć gdzie idzie.
- Ej, uważaj idioto! - warknął wtedy Syriusz podnosząc się z podłogi
- To trzeba było się nie pchać mi pod koła! - krzyczał chłopiec w okularach. Już wtedy Black zauważył w jego oczach coś co kazało mu zaprzyjaźnić się z tym chłopcem. Dodatkowo zaintrygował go sam charakter okularnika. Podobnie jak on, uznawał jedynie swoje racje. Nieco ponad kwadrans później siedzieli razem  w przedziale. Towarzyszyły im jeszcze dwie inne osoby, ale zasadniczo to woleli na nich nie zwracać uwagi. Do czasu, kiedy nie usłyszał hasła, które zawsze wprawiało go w zdenerwowanie:
- Mam nadzieję, że będziesz w Slytherinie. - rzucił chłopiec o czarnych, długich i tłustych włosach, zwracając się do rudej dziewczynki.
- W Slytherinie? -  spytała delikatnie jego rozmówczyni, jakby w ogóle nie miała pojęcia czym jest Slytherin.
Wtedy James wtrącił się do rozmowy. Tak, był wzburzony tym, że ktoś może CHCIEĆ być w domu węża
- Kto by chciał być w Slytherinie? Ja bym już chyba wrócił do domu, a ty?
Blackowi przeleciała przed oczyma cała jego rodzina. Jeden z najstarszych rodów czarodziei. Żadnych mugoli, albo nawet półkrwi w rodzinie od wielu stuleci. Wszyscy w srebrno zielonych barwach, dumni ze swojego statusu krwi.
- Cała moja rodzina była w Slytherinie - odparł bez uśmiechu, wciąż się zastanawiając czy ze swoim nazwiskiem i pochodzeniem jest skazany na tenże dom.
- Jasny gwint! A ja myślałem że z tobą wszystko w porządku
Od razu się wyszczerzył.
- Chyba złamię tradycję rodzinną. Gdzie chciałbyś trafić, gdybyś mógł wybierać?
James powstał, unosząc ku górze wyimaginowany miecz, wyrecytował:
- Gryffindor, gdzie króluje męstwa cnota. Jak mój tata.
Chłopiec, który pragną znaleźć się w Slytherinie, prychnął śmiechem.
- Masz z tym jakiś problem?
- Nie - odparł z głupkowatym uśmiechem - jeśli wolisz mieć mięśnie niż mózg...
Wtedy Syriusz już nie wytrzymał.
- A ty, gdzie chciałbyś się dostać, skoro brak ci i jednego i drugiego?
James buchnął śmiechem, ruda dziewczyna spojrzała na nich z pogardą.
Poprosiła swego towarzysza o zmianę miejsca. James na pożegnanie podłożył nawet nogę, temu kretynowi, jak się okazało - Severusowi
- Do zobaczenia, Smarkerusie - wykrzyknęli za nim. Pierwsze spotkanie i pierwszy kawał. Tak właśnie się poznali. Kilka chwil później do ich przedziału zawitało dwóch chłopców. Jeden, dość gruby, o blond czuprynie i wodnistych oczach, drugi - wysoki, chudy, w miarę schludnie ubrany, choć na całym ciele miał mnóstwo świeżych ran i starych blizn. Od tamtej pory tworzyli zgraną paczkę. Wszyscy, przydzieleni do Gryffindoru, zamieszkiwali razem dormitorium. Już po pierwszym tygodniu w oczach wielu znani byli jako szkolne łobuzy.
             W tej przyjaźni były zloty i upadki. Tajemnice Remusa, rodzina Syriusza - to wszystko tylko ich umocniło. Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata. Ich żarty stawały się coraz to bardziej wymyślne, i chwilami, coraz to wredniejsze. Ilością szlabanów pobili wszelkie z możliwych rekordów. Tracili masę punktów, które potem odrabiali to na lekcjach swoją błyskotliwością, albo też wygranymi, dzięki Potterowi, meczami Quidditcha.
             Zaczęli szóstą klasę - już na wstępie szlabanami. Każdy miał swoje cele na ten rok. Był on wyjątkowy też pod jeszcze jednym względem. W szóstej klasie osiąga się pełnoletność. Ten dzień nastał właśnie w sobotę, szesnastego października 1976r. Syriusz Black został w pełni dorosłym mężczyzną. Nie był już objęty namiarem i mógł w końcu odciąć się na zawsze od swojej rodziny. To takie fantastyczne, a za razem dziwne uczucie -  być pełnoletnim.                     
           Przetarł energicznie ręcznikiem swoje włosy. Ubrał się w pośpiechu. Spojrzał ponownie do lustra i przywołał na swoją twarz ten powalający uśmiech. Z nosem w chmurach wparował do pokoju. Tam nagle ogarnęła go ciemność. Czuł, że ktoś chowa jego głowę pod jakimś materiałem. Obracał się i nie miał sposobności przestać to robić, gdyż nie było to od niego zależne. Ktoś nim obracał. Kiedy zaczął wydzierać się, że zaraz zwymiotuje, obroty nagle zmalały. Wokół siebie słyszał jedynie głosy rozbawionych ludzi. Chciał ściągnąć ten idiotyczny worek z głowy, czy co to tam było, lecz szybko zorientował się, że nie mógł tego zrobić. Jego ręce były związane, jakby niewidzialną liną.
- Dobra, panowie! To nie jest zabawne!
Nikt nic nie powiedział, usłyszał jedynie kolejny wybuch śmiechu. Gdy bardziej wysilił swoje zmysły, zorientował się, że wśród obecnych nie byli tylko jego przyjaciele z dormitorium. Z łatwością odgadł chichot Torres, ten łagodny śmiech Mary, a także... rozbawienie, prawdopodobnie, najpiękniejszej dziewczyny jaka stąpała po Ziemi. Rosalin też była obecna. Od razu się rozluźnił i zaczął śmiać z sytuacji w jakiej się znalazł
- Ej, co wy kombinujecie? Co jest grane? Mogę już to coś zdjąć z głowy?
- Ależ naturalnie!  - zaśmiał się James. Machnął zwinnie różdżką i "nakrycie" głowy rozpłynęło się w powietrzu.
             Rozejrzał się nieco i zauważył swoich przyjaciół tarzających się po podłodze. Zauważył, że jego koszula leżała gdzieś w kącie. Ubrany był w spodnie i podkoszulek, na którym były wypisane słowa: "Od dziś jestem poważny". Zauważywszy to, automatycznie zaśmiał się pod nosem. Pierwszy podszedł do niego Potter. Złożył mu życzenia urodzinowe i wręczył prezent od rodziców - tort wykonany przez panią Potter i przepiękny zegarek od pana Pottera. Aż zaniemówił na ten widok. Szybko jednak oszołomienie zamieniło się w rozbawienie. Zerwał papier z prezentu od Jamesa, pod którym krył się organizer prac domowych. Nie sposób się było nie uśmiechnąć. Wszyscy kolejno składali życzenia. Na samym końcu stały dwie przyjaciółki.
- No, Black, stary goblinie. - zaczęła Torres opierając się ramieniem na lewym barku Łapy - to znaczy, no wiesz, wszystkiego dobrego. 
Jednocześnie dziewczyny ucałowały go w policzki. Lucy w lewy, Rose w prawy. Wręczyły mu prezent, którym okazała się być płyta mugolskiego zespołu Pink Floyd. Lucy oddaliła się w stronę chłopców, którzy wojowali się przy butelce Ognistej Whisky, kiedy nagle Rose stanęła na palcach i zaczęła szeptać Syriuszowi na ucho:- Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent, ale nie dam ci go przy wszystkich.
Serce podeszło mu do gardła. Spojrzał na nią starając się ugasić drzemiące w nim pożądanie. Ona jedynie uśmiechnęła się do niego zalotnie.
- Hej, Łapo! - krzyknął James wyciągając jednym szarpnięciem korek z butelki
 - Przyszły do ciebie jeszcze paczki. - skinął głową na niemałą stertę paczuszek.
- Otwieraj zanim wzniesiemy toast!
Pochwycił pierwszą paczuszkę. Był to prezent od wuja, którego Syriusz bardzo lubił, możliwe że dlatego, iż tenże wuj nie był tak bardzo przewrażliwiony na punkcie czystości krwi, jak reszta jego rodziny.
- Hej, kochani! - krzyknął rozbawiony - usiądźcie bo padniecie z wrażenia.
- I wyciągnął przed siebie pęk kluczy - Dostałem mieszkanie!
Wszyscy oniemiali z wrażenia, choć właściwie, czemu tu się dziwić? Nie było to tajemnicą wśród jego rodziny, że uciekł z domu. Wuj stwierdził, że mieszkanie mu się przyda i miał stuprocentową rację. 
Reszta prezentów zawierała przede wszystkim kartki z życzeniami i opasłe tomy dość poważnie wyglądających ksiąg. Została tylko jedna paczuszka, której Syriusz nie odpakował.
- Hej, Syriuszu, jeszcze jedna została!
- Och, Rose. - zaczął wesoło - Po co psuć sobie humor?
Pochwycił prezent z uwydatnionym herbem rodziny Blacków i charakterystycznym dla jego matki pismem i wrzucił ją do kufra. 
- Mam nadzieję, że macie porządne zapasy alkoholu.
- Syriuszu, czyżbyś nas nie doceniał? - rzucił nieco urażony Peter odsłaniając zasłony swego łóżka. 
- Ej, ej..chwila - przerwał James - jest jedna zasada. Ja was proszę, nie chcę się budzić znów z czyjąś bielizną na twarzy.
Wszyscy prócz Jamesa i Remusa ryknęli śmiechem. Dziewczyny z powodu samego pomysłu, Syriusz i Glizdek z powodu nagłego napływu wspomnień z tamtej imprezy. Gdy się już opanowali, każdy pochwycił swoją szklankę. Rose i Mary nieco się skrzywiły po wypiciu całej szklanki jednym zaczerpnięciem, ale reszta starała się tego nie okazywać. 
- A gdzie nasza kochana pani prefekt? Nie bawi się z nami? - spytał sarkastycznie Syriusz rozglądając się po pokoju, tak jakby miała być jakiegoś typu, prezentem - niespodzianką, wyskakującą z tortu czy jakiegoś pudełka.
- Wiesz, Łapo. - zaczął James - Zasadniczo to nikt jej tu nie zaprosił.
- Och, Syriuszu. Ona nie chciała. Poza tym, sama mówi, że to nie dla niej. - tłumaczyła delikatnie Torres
- Ja jej później dotrzymam towarzystwa, nie martw się.
- Jesteś pewna, Mary?
- Oczywiście. Musze dziś jeszcze pójść...
- ...do biblioteki - odparli wszyscy zgodnym chórem. 
- No właśnie. Więc ja już podziękuję i się zmywam. Lepiej, żeby nie wyczuła ode mnie alkoholu. Jeszcze raz, wszystkiego najlepszego, Syriuszu - cmoknęła go w policzek i w podskokach wybiegła z dormitorium chłopców.
            Wszyscy zasiedli na poduszkach na podłodze. Niektórzy opierali się o ściany, inni zaś o barierki łóżka. Pili coraz to więcej alkoholu, a atmosfera stawała się bardziej zabawna. Wszyscy śmiali się do rozpuku, gdy Remus opowiadał swoje dziwne historie na temat tego, jak poznał się z resztą Huncwotów. Opowiadał o średniowiecznym czarodzieju, który nawiedził go we śnie, mówiąc, że ma szukać znaków w powietrzu. Miało do niego podejść jakieś indiańskie dziecko, które wskazało mu dwóch kłócących się chłopców, a później szalone jednorożce miały biec do przedziału, w którym siedzieli. Wedle opowieści, gnomy ogrodowe przyprowadziły Petera, co ten odebrał wybuchem śmiechu - bo przecież jego rodzice wcale nie wyglądali aż tak strasznie. Później padła propozycja zabawy w butelkę. Ot, taka dziecinna zabawa, dlatego została ona urozmaicona w różnego typu wyzwania.
- To nie będzie taka klasyczna gra w butelkę. To będzie raczej coś w stylu: "Przyjmujesz wyzwanie?"- tłumaczył nieco zbyt żwawo Syriusz silnie przy tym gestykulując. Ten kto odmawia pije karnego, ten kto przyjmuje...no cóż, to jest chyba jasne. 
            Zabawa nie wyszła dokładnie tak jak planowali, bo koniec końców James i Syriusz założyli się o długoterminowy wyczyn- mianowicie o to, który z nich dłużej się nie ogoli.  Po dłuższych przekomarzaniach i wielkich deklaracjach, który to tam dłużej wytrzyma, postanowili uczcić siedemnaste urodziny Syriusza...kawałem. Black, jako jubilat, miał prawo wyboru. 
- Rogaczu, zamknij się w łazience. - rozkazał władczym tonem, wyniośle wznosząc głowę ku górze
- Zapomnij! Nic z tego! Chcę być przy całym żarcie!
Łapa przez chwilę się zamyślił
- W porządku! Zapakuj swoją bieliznę w papier wysyłkowy.
- Co? Po cholerę? 
- Wyślemy ją Evans. Jestem taki hojny. Chcę razem z nią świętować swoje urodziny - wyszczerzył się tak szeroko, że można by policzyć wszystkie jego zęby. Glizdek zaczął głupkowato rechotać, Remus parsknął, dziewczęta cichutko chichotały, a otępiały James tępo wpatrywał się w swojego przyjaciela.
- Czemu akurat moją?
- Bo ją najbardziej denerwujesz, ot co!
Potter przybrał bardzo zamyśloną minę. Nie zważając na to, Black dorwał się do jego kufra i wygrzebał stertę ubrań, które schludnie zawinął w papier pakunkowy. 
- Trzeba jej to jakoś podrzucić.
- Black, ależ ty jesteś dziś błyskotliwy. - rzuciła sarkastycznie zielonooka dziewczyna. - Poczekajmy, aż zorientujesz się, że ja i Rose mieszkamy razem z Rudą w dormitorium.
- Hej! To doskonały pomysł. W końcu mój!
            Torres rzuciła mu mordercze spojrzenie, więc też szybko zakończył swój wywód pochwalny na część jego inteligencji. Po cichu(no, przynajmniej się starali) wygramolili się z dormitorium. Udając niewidzialnych przemierzyli odległość między sypialniami. Remus i Peter stali na czatach. Pozostała czwórka wgramoliła się na górę.
             Dormitorium dziewcząt nie było takie, jakiego się spodziewał. Wszędzie walały się ubrania, Na ścianach poprzylepiane były notatki. Podręczniki leżały gdzieś w kątach. Nie był to bałagan, jednakże nie przypominało to też tego dziewczyńskiego porządku, jakiego się spodziewał dostrzec. Potter pierwszy wyrwał naprzód. Bez trudu odnalazł kufer Evans. Taka naiwna, wciąż nie zamykała go żadnymi zaklęciami przeciw włamywaczom.  Delikatnie ułożył pakunek na stercie mugolskich książek. Machnął różdżką i wyczarował bukiet kwiatów, a następnie rozsypał płatki róż wokół kufra.
- No, teraz z pewnością zajrzy do kufra i odkryje nasz prezent. - dumny z siebie Potter rozsiadł się na jej łóżku. - Ciekawe co by zrobiła, gdybym zasnął w jej łóżku?
- Mogłoby być ciekawie. 
- Mów dalej, Lucy. Słucham, słucham. - wprost rozkoszował się samym wyobrażeniem Lily, które zmęczona kładzie się na łóżku, w którym kryje się sam James Potter. 
- Hej, Rogaczu, czyżbyś chciał dorzucić jej bonus do naszego pakunku?
- Łapo, przyznaj, to świetny pomysł. 
- Dobra, dobra. Nie kłam. Wszyscy wiemy, że tu chodzi tylko o podryw.
- Hej, to nieprawda- zaperzył się James wygodnie układając się na łóżku Evans.  
- Sądzę, że możecie mnie tu zostawić. Nudzić się nie będę.
- Niewątpliwe.
- Hej, Torres, wyluzuj!
- Goń się, Potter. Idę sprawdzić na dół co u chłopaków. Scott ma za chwilę przyjść.
Rozpromieniona opuściła dormitorium.
- Dobra stary, zostawiamy cię tu! Rose, idziemy? - wyciągnął do niej rękę, a ona zdezorientowanym wzrokiem rozejrzała się po pokoju.
- Już, chwila. - podbiegła do swojego kącika i zaczęła grzebać po łóżkiem. Szybko się podniosła i wybiegła z pokoju, zatrzymując się w cieniu, zaraz za drzwiami.
            Podszedł do niej tak blisko, jak tylko był w stanie. W tym całkiem intymnym miejscu czuł się całkiem wyizolowany od reszty świata. Tylko Rose, która spoglądała na niego swymi soczyście błękitnymi oczyma. Jej klatka piersiowa szybko się unosiła. Czuł to na sobie.  Było tyle wyjść z tej sytuacji, a on w głowie miał tylko jedno pragnienie, które nosiło imię jego towarzyszki.  Minął już ponad miesiąc od jego umowy z Remusem. Udawało mu się zgrywanie dobrego przyjaciela, choć w głębi duszy walczył z tą cząstką siebie, która z całych sił wykrzykiwała to, jak bardzo Syriusz Black pożąda Rose Richardson.  W takowej sytuacji mógł zrobić wszystko. Mógł ją pocałować, objąć, wpleść w dłonie w jej wspaniałe włosy, mógł obdarować ją serią małych buziaków, ale tylko stał - tak bardzo blisko i spoglądał na nią. Była od niego o pół głowy niższa, nawet gdy się garbił. Dziwiło go to, że nie reagowała na znikomą odległość jaka ich dzieliła.
- Rose - wymruczał jej do ucha, czując, że więcej nie wytrzyma - Rose, dlaczego my nie możemy być razem? - spodziewał się odepchnięcia, zmiany tematu, ucieczki, ale ta tylko położyła mu głowę na ramieniu i wtuliła się w niego.  Nie zwlekając długo, objął ją delikatnie swymi ramionami. Wodził palcami po linii jej kręgosłupa, starając sobie uzmysłowić, że to co się dzieje, nie jest snem. - Przecież wiesz czemu.
- odparła słabym tonem, chowając twarz w jego koszuli.
- Nie wiem właśnie. Rose, porozmawiaj ze mną. Spójrz na mnie. - ujął jej podbródek, a kciukiem przetarł jej policzek.
- Nie chcę byś mnie zranił. I ty, i ja wiemy, że prędzej czy później to zrobisz. Ledwie się pozbierałam po Chrisie, staram się wciąż zapomnieć to, jakim okropnym był typem.  Przejrzałam na oczy, ale rany wciąż się goją. Związek z tobą, byłby tylko posypaniem solą, a ja nie wiem, czy tyle zniosę. Gdybyś nie był tak niestały w związkach, gdybyś wymazał z siebie te okrutne cechy…
 - Rose - zaczął wyglądając całkiem inaczej, niż ten popularny Syriusz Black, który oblewa się chwałą każdego dnia. Na jego twarzy malowała się gorycz i zdenerwowanie.
- Rose ja naprawdę się starałem. Wciąż staram. Tak wiele zniszczyłem. Próbowałem być twoim przyjacielem, ale marnie mi to idzie w takich sytuacjach jak ta. Chciałbym się zmienić, ale, cholera, nie wiem jak.
- Wiem, i naprawdę to doceniam, ale wciąż jesteś taki sam. Wciąż cię widzę z różnymi dziewczynami w kątach. Widzę jak z nimi flirtujesz, zabierasz je na jedną czy dwie randki, a potem...A potem one już nie istnieją.
- Rose, przepraszam. Przepraszam, że nie potrafię dać ci szczęścia, ale uwierz mi, naprawdę chcę! Chcę cię widzieć zawsze taką uśmiechniętą, chcę wiedzieć, że niczego ci nie brakuje. Chcę. - poczuł silniejszy uścisk. Niebieskooka kreśliła na jego plecach różne kształty, a on miał wrażenie, że mózg mu się przez to wyłączył.
 - Gdybyś nie był taki, gdybyś nie traktował dziewczyny tak jednorazowo, to tworzylibyśmy świetną parę, Syriuszu.
            Na te słowa serce mu zabiło mocniej. Czuł, że i on zaczął oddychać coraz szybciej. Coraz wyraźniej odczuwał każde muśnięcie jej rąk na swej skórze. Coraz wyraźniej czuł zapach jej włosów.  Nagle ogarnęła go fala ciepła i radosnego uniesienia. Nie musiał otwierać oczu by wiedzieć, że Richardson wspięła się na palce i pocałowała go w usta. Przeciągał tę chwilę jak długo się tylko dało. Wplótł palce w jej włosy, drugą ręką podtrzymywał ją w okolicach krzyża. Marzył, by ta chwila trwała wiecznie. Był to, możliwe, jeden z najwspanialszych pocałunków jakie w życiu przeżył. To nie on podrywał dziewczynę, to nie ona była bezbronna wobec niego, to nie on miał wpływ na to co dalej się potoczy. Musnął jej wargi. Cały ten opór, który gdzieś tam w nim siedział już od ponad miesiąca zaczynał powoli się walić niczym domek z kart. Była tylko Rose. Czuł na swej piersi jej dłoń, która nagle się zacisnęła. Ostatnie zetknięcie warg, i kilka sekund potem czuł, że dziewczyna się od niego oddala. Dzieliło ich kilka kroków odległości. Patrzył na najpiękniejszą dziewczynę na Ziemi i pomyślał, że był to najwspanialszy prezent urodzinowy.
 -Tak nie może być. - dobiegł go głos Rose
- To się nie może powtórzyć.
- Było aż tak źle?
- Nie o to chodzi. Było cudownie, ale my nie możemy.
Drżała, widać to było na pierwszy rzut oka. Jakby się wstydziła, a nawet bała tego, co się przed chwilą stało. Wyciągnęła przed siebie rękę i nawet w tych ciemnościach, Syriusz dostrzegł, że coś w niej trzyma. W nieopanowanym odruchu sięgnął do tylnej kieszeni, ale nie dosięgnął swojej różdżki. Wciąż  był lekko odmóżdżony, przez co wolno kojarzył. Nagle go olśniło.
- Rose, nie…
- Obliviate
I cały świat gdzieś mu się rozmył. Pozostała tylko ciemność i cisza.


17 komentarzy:

  1. Piękne,cudowne,Lily miałaś racje że to będzie wspaniałe *.*
    Rose...CZEMU? Ale widać że ona chciałaby być z nim ale sie boi że Syriusz ją zrani
    Piękny rozdział,najpiękniejszy prezrnt urodzinowy tylko czemu wymazany? ;(
    Popłakałam się prawie
    Jesteście wspaniali,wspaniale piszecie
    Tylko czekać na kolejne rozdziały :*.*
    Życze weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeziuu...zaraz się zarumienię :*
      ~Lily.

      Usuń
    2. Pięknie piszecie szczególnie o Rose i Syriuszu zazdroszcze talentu do pisania *.*
      Jeszcze raz dużo weny :*

      Usuń
    3. Genialne zgadzam sie w zupelnosci ja sie poplakalam nawet :( ale biedny Syriusz

      Usuń
  2. Super *.* , czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Mieliście rację , boma! *____* i jeszcze taki moment ... Czemu akurat na takim się skończyło ? ! *o* Muuszę zadać to pytanie - kiedy następny rozdział ? :D <3 OBY WIĘCEJ TAKICH BOMB ! :D :* < 33333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teraz musicie się uzbroić w cierpliwość. Musimy pisać, bo ostatnio mało było czasu by cokolwiek sensownego napisać. Chwilowo jedziemy na rezerwie, ale długo tak nie pociągniemy. :>
      ~Lily.

      Usuń
  4. 'Obliviate'. Łzy mi się w oczach zebrały. :( Szkoda, że Rose wymazała mu ten prezent z pamięci. Ale widocznie tak musiało być. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dalej prooooszę *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Chcę więcej Lily i Jamesa !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Następny rozdział proszę, bo nie wytrzymam!

    OdpowiedzUsuń
  8. A miałam taką nadzieje że będą razem :'( Proszę następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  9. jakie to piękne :') i zarazem smutne :'(

    OdpowiedzUsuń
  10. to było wspaniałe...:')
    proszę o więcej...:')
    życzę weny...;')

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow. Ten rozdział rozwalił mnie na łopatki..*o*

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic