Korytarz jak zwykle o tej porze był
pusty. To takie typowe dla niedzielnych, leniwych popołudni. Rozeszli się przy
poprzednim zakręcie – w końcu,
kto lepiej zna mury tej szkoły jak nie oni? Jeszcze tylko jeden zakręt. Taaak,
tak jak myśleli. Siedział tu, na murku, jak zwykle chował się.
– Cóż za parszywy szczur. – pomyślał James, wciąż ukryty pod peleryną niewidką. Czekał na sygnał. Łapa lada chwila powinien znaleźć się po przeciwnej stronie, na zewnątrz budynku. Remus i Peter też powinni już być gdzieś w okolicy. W świetle bladego słońca, ujrzał dostojną posturę swojego przyjaciela, który, podobnie jak i on, krzywił się, a zarazem cieszył, na myśl o tym, co zaraz zrobią temu "robakowi".
– Są już Luniaczek i Glizdek. Doskonale. To teraz tylko czekać.
Dwaj chłopcy usiedli na sąsiednim murku. Było to coś na kształt łuku – ni to okno, ni to przejście. Wiosną było to idealne miejsce na leniuchowanie.
– Cóż za parszywy szczur. – pomyślał James, wciąż ukryty pod peleryną niewidką. Czekał na sygnał. Łapa lada chwila powinien znaleźć się po przeciwnej stronie, na zewnątrz budynku. Remus i Peter też powinni już być gdzieś w okolicy. W świetle bladego słońca, ujrzał dostojną posturę swojego przyjaciela, który, podobnie jak i on, krzywił się, a zarazem cieszył, na myśl o tym, co zaraz zrobią temu "robakowi".
– Są już Luniaczek i Glizdek. Doskonale. To teraz tylko czekać.
Dwaj chłopcy usiedli na sąsiednim murku. Było to coś na kształt łuku – ni to okno, ni to przejście. Wiosną było to idealne miejsce na leniuchowanie.
Zgodnie z
planem, James zdjął z siebie pelerynę i dumnym krokiem dołączył do swoich
przyjaciół. Tak jak sądzili – Smark natychmiastowo zebrał swoje
książki i wstał, mając w zamiarze szybką ucieczkę. Skręcał już w stronę
podwórza, gdzie ujrzał Syriusza, nonszalancko opartego o mur.
– Gdzieś się wybierasz, Smarkerusie?
W jego głosie można było wyczuć pogardę i rozbawienie.
– Zejdź mi z drogi, bo będę musiał cię uszkodzić. – wysyczał Severus. Jego oczy zawęziły się do tego stopnia, że przypominały dwie, czarne, prawie jakby narysowane szparki.
Syriusz jedynie wybuchnął szyderczym śmiechem. James słysząc swojego przyjaciela, wręcz nie mógł się powstrzymać, by nie uczynić tego samego. Słysząc w uszach pomieszanie śmiechu Syriusza i własnego, stanął za plecami Snape'a.
– Smarkerusie, błagam, bądźże litościwy dla nas. – szydził Łapa, przybierając sztucznie przerażony wyraz twarzy. Rogacz na to jedynie jeszcze głośniej się roześmiał. Ślizgon, poirytowany już dostatecznie, wyciągnął zza pazuchy różdżkę. Niestety, jego ruchy były zbyt powolne, a Potter był zbyt domyślny.
– Expelliarmus!
Różdżka chłopca wypadła mu z ręki i niefartownie, dla niego, wylądowała w dłoni Jamesa.
– Myślałeś, że dałbyś radę w pojedynku ze mną? Och, naprawdę jesteś aż tak naiwny? Aż tak prymitywny i żałosny? Chyba cię nie doceniałem. – wyśmiał go okularnik.
– ODDAWAJ MOJĄ RÓŻDŻKĘ!
– Hej, Łapo, słyszałeś? Dziewczynka prosi by oddać jej różdżkę.
– No wiesz, Rogaczu. To w sumie byłoby bardzo, eee...szlachetne. No, jeśli ktoś potrafi się tą różdżką posługiwać. – wyszczerzywszy swoje zęby, kopnął Spane'a w goleń. Ten upadł na kolana, a z rąk wypadły mu jego książki. Nie tracąc czasu, Black pochwycił je i zaczął kartkować.
– "Własnością Księcia Półkrwi"- cóż za tytuł, no,no. Rogasiu, mamy zaszczyt przebywać z KSIĘCIEM.
– Łapo, chyba powinniśmy zacząć składać pokłony.
– Hej, nie sądzisz, że nasz Smarkuś po prostu pragnie mieć tytuł jak przywódca Śmierciusów?
– NIE OBRAŻAJ CZARNEGO PANA! – wrzasnął Severus zrywając się na nogi. Wyszło mu to nieco żałośnie. Jego wciąż ubolewająca noga się zachwiała, przez co nie utrzymał równowagi i ponownie przyklęknął na lewe kolano. Dwaj Gryfoni odnaleźli w tym jedynie kolejny powód do kpiny.
– Smarkuś chce zostać Śmierciusem? Ojoooj. Obawiam się, że tam nie ma miejsca dla takich szumowin jak ty. Choć właściwie... – Syriusz przybrał bardzo zamyśloną minę – Tam zgłaszają się tylko wyrzutki społeczeństwa, więc właściwie, pasujesz tam, o mój Książę.
Ku zdziwieniu przyjaciół, Ślizgon jedynie się zaśmiał.
– Co cię tak bawi, Śmieciusie? – warknął James, dochodząc do wniosku, że to wcale nie jest zabawne, że ich ofiara się zaczyna śmiać.
– Wyrzutki społeczeństwa mówisz? Cała twoja rodzina? Twój młodszy braciszek – też jest wyrzutkiem społeczeństwa? Jeśli tak mówisz. On jest z NAMI.
Syriusz wyglądał, jakby go ktoś oblał kubełkiem lodowatej wody. Później mocno zacisnął szczękę, a w jego oczach widniała furia. Potter wiedział, co przyjaciel ma zamiar zaraz uczynić. Wyprzedził go.
– Levicorpus!
Severus wystrzelił w powietrze. Black spoglądał na Rogasia, który trzymał różdżkę wysoko w górze.
– Łapo, on nie jest wart czarodziejskiej bójki. On nie jest wart nawet mugolskiej.
– Czarodziejskiej bójki? Różdżki nie mam. Ale jak widać, wy nie potraficie stanąć do pojedynku jak prawdziwi czarodzieje.
– Nikt ci nie udzielił prawa głosu, Śmieciu. – warknął Black. – Jęzlep.
Już otwierał usta, by zacząć oblewać go falą obelg, gdy usłyszał gwizdanie Petera. Ktoś szedł w tą stronę. Nie zdążyli zareagować. Lily Evans zastała ich w przejściu. Trzymających różdżki skierowanych ku Severusowi Snape'owi.
– Liberacorpus! – krzyknęła. Wściekła spoglądała to na Pottera, to na Blacka. Smark wykorzystał ten moment nieuwagi wszystkich i, czym prędzej, pozbierał swoje rzeczy, po czym w podskokach zaczął uciekać w kierunku błoni.
– Po co to zrobiłaś?! – wycedził wściekle Black. Jego irytacja, spowodowana tym, że nie mógł się dostatecznie wyżyć, sprawiała, że zabrzmiało to bardziej jadowicie, niżeli chciał.
– Taki jest mój obowiązek. Nie tylko jako prefekta, ale jako CZŁOWIEKA.
– Och, Evans, nic by się mu nie stało. Poza tym, on nie zasługuje na twoje miłosierdzie. Już nie pamiętasz?
– Owszem, Potter, pamiętam! Co nie oznacza, że mam się stać taka jak ty!
– Czkaj, czekaj! Taka jak ja? Czyli jaka?
– Niedojrzała, lubująca się w znęcaniu nad słabszymi, zarozumiała i kompletnie nieczuła!
– Potrafię być BARDZO czuły. – odparł niskim, uwodzicielskim tonem.
– Jakoś tego nie widać! – poirytowana odwróciła się na pięcie i odeszła. Rogacz wciąż wpatrywał sie w znikające na zakrętem, z którego sam wyszedł jakieś dziesięć minut wcześniej, płomiennorude włosy.
– Ej, stary! – pstryknął mu tuż przed nosem Syriusz. – Zejdź na ziemię. Nie dostaliśmy szlabanu! Jakim cudem?
– Gdzieś się wybierasz, Smarkerusie?
W jego głosie można było wyczuć pogardę i rozbawienie.
– Zejdź mi z drogi, bo będę musiał cię uszkodzić. – wysyczał Severus. Jego oczy zawęziły się do tego stopnia, że przypominały dwie, czarne, prawie jakby narysowane szparki.
Syriusz jedynie wybuchnął szyderczym śmiechem. James słysząc swojego przyjaciela, wręcz nie mógł się powstrzymać, by nie uczynić tego samego. Słysząc w uszach pomieszanie śmiechu Syriusza i własnego, stanął za plecami Snape'a.
– Smarkerusie, błagam, bądźże litościwy dla nas. – szydził Łapa, przybierając sztucznie przerażony wyraz twarzy. Rogacz na to jedynie jeszcze głośniej się roześmiał. Ślizgon, poirytowany już dostatecznie, wyciągnął zza pazuchy różdżkę. Niestety, jego ruchy były zbyt powolne, a Potter był zbyt domyślny.
– Expelliarmus!
Różdżka chłopca wypadła mu z ręki i niefartownie, dla niego, wylądowała w dłoni Jamesa.
– Myślałeś, że dałbyś radę w pojedynku ze mną? Och, naprawdę jesteś aż tak naiwny? Aż tak prymitywny i żałosny? Chyba cię nie doceniałem. – wyśmiał go okularnik.
– ODDAWAJ MOJĄ RÓŻDŻKĘ!
– Hej, Łapo, słyszałeś? Dziewczynka prosi by oddać jej różdżkę.
– No wiesz, Rogaczu. To w sumie byłoby bardzo, eee...szlachetne. No, jeśli ktoś potrafi się tą różdżką posługiwać. – wyszczerzywszy swoje zęby, kopnął Spane'a w goleń. Ten upadł na kolana, a z rąk wypadły mu jego książki. Nie tracąc czasu, Black pochwycił je i zaczął kartkować.
– "Własnością Księcia Półkrwi"- cóż za tytuł, no,no. Rogasiu, mamy zaszczyt przebywać z KSIĘCIEM.
– Łapo, chyba powinniśmy zacząć składać pokłony.
– Hej, nie sądzisz, że nasz Smarkuś po prostu pragnie mieć tytuł jak przywódca Śmierciusów?
– NIE OBRAŻAJ CZARNEGO PANA! – wrzasnął Severus zrywając się na nogi. Wyszło mu to nieco żałośnie. Jego wciąż ubolewająca noga się zachwiała, przez co nie utrzymał równowagi i ponownie przyklęknął na lewe kolano. Dwaj Gryfoni odnaleźli w tym jedynie kolejny powód do kpiny.
– Smarkuś chce zostać Śmierciusem? Ojoooj. Obawiam się, że tam nie ma miejsca dla takich szumowin jak ty. Choć właściwie... – Syriusz przybrał bardzo zamyśloną minę – Tam zgłaszają się tylko wyrzutki społeczeństwa, więc właściwie, pasujesz tam, o mój Książę.
Ku zdziwieniu przyjaciół, Ślizgon jedynie się zaśmiał.
– Co cię tak bawi, Śmieciusie? – warknął James, dochodząc do wniosku, że to wcale nie jest zabawne, że ich ofiara się zaczyna śmiać.
– Wyrzutki społeczeństwa mówisz? Cała twoja rodzina? Twój młodszy braciszek – też jest wyrzutkiem społeczeństwa? Jeśli tak mówisz. On jest z NAMI.
Syriusz wyglądał, jakby go ktoś oblał kubełkiem lodowatej wody. Później mocno zacisnął szczękę, a w jego oczach widniała furia. Potter wiedział, co przyjaciel ma zamiar zaraz uczynić. Wyprzedził go.
– Levicorpus!
Severus wystrzelił w powietrze. Black spoglądał na Rogasia, który trzymał różdżkę wysoko w górze.
– Łapo, on nie jest wart czarodziejskiej bójki. On nie jest wart nawet mugolskiej.
– Czarodziejskiej bójki? Różdżki nie mam. Ale jak widać, wy nie potraficie stanąć do pojedynku jak prawdziwi czarodzieje.
– Nikt ci nie udzielił prawa głosu, Śmieciu. – warknął Black. – Jęzlep.
Już otwierał usta, by zacząć oblewać go falą obelg, gdy usłyszał gwizdanie Petera. Ktoś szedł w tą stronę. Nie zdążyli zareagować. Lily Evans zastała ich w przejściu. Trzymających różdżki skierowanych ku Severusowi Snape'owi.
– Liberacorpus! – krzyknęła. Wściekła spoglądała to na Pottera, to na Blacka. Smark wykorzystał ten moment nieuwagi wszystkich i, czym prędzej, pozbierał swoje rzeczy, po czym w podskokach zaczął uciekać w kierunku błoni.
– Po co to zrobiłaś?! – wycedził wściekle Black. Jego irytacja, spowodowana tym, że nie mógł się dostatecznie wyżyć, sprawiała, że zabrzmiało to bardziej jadowicie, niżeli chciał.
– Taki jest mój obowiązek. Nie tylko jako prefekta, ale jako CZŁOWIEKA.
– Och, Evans, nic by się mu nie stało. Poza tym, on nie zasługuje na twoje miłosierdzie. Już nie pamiętasz?
– Owszem, Potter, pamiętam! Co nie oznacza, że mam się stać taka jak ty!
– Czkaj, czekaj! Taka jak ja? Czyli jaka?
– Niedojrzała, lubująca się w znęcaniu nad słabszymi, zarozumiała i kompletnie nieczuła!
– Potrafię być BARDZO czuły. – odparł niskim, uwodzicielskim tonem.
– Jakoś tego nie widać! – poirytowana odwróciła się na pięcie i odeszła. Rogacz wciąż wpatrywał sie w znikające na zakrętem, z którego sam wyszedł jakieś dziesięć minut wcześniej, płomiennorude włosy.
– Ej, stary! – pstryknął mu tuż przed nosem Syriusz. – Zejdź na ziemię. Nie dostaliśmy szlabanu! Jakim cudem?
– Leci na mnie. Mówię ci. – ruszył do przodu, z wypiętą
piersią, zostawiając przyjaciela nieco z tyłu. – Ja w sumie na nią trochę też. – dodał w myślach James, szczerząc się do pozostałych
Huncwotów.