sobota, 31 sierpnia 2013

3.

To było okropne lato. Prawdopodobnie najgorsze jakie w życiu przeżyła. Takie puste, samotne, głuche. Od śmierci rodziców minęły już dwa miesiące. Czarne koperty przynoszone przez kruki są oznaką złych wieści, a takową drogą komunikacji została poinformowana o tragedii. Na tydzień przed przyjazdem do domu dowiedziała się o straszliwej śmierci jej matki i ojca. Tak wspaniałych, dobrych, serdecznych ludzi. Dlaczego właśnie oni? Dlaczego właśnie jej rodzice musieli zginąć z rąk najokrutniejszego człowieka, który stąpał po Ziemi? Zabił ich osobiście. Zbyt wiele wiedzieli na temat jego planów. Byli na tyle ważni, że zabił ich Voldemort we własnej osobie. Dwa słowa, rozbłysk zielonego i dwa istnienia mniej...
Teraz pomieszkiwała u swojego stryja, który na szczęście sam zbyt wiele z nią nie rozmawiał. Od razu, gdy tylko się dowiedział o śmierci brata, odebrał jego jedyną córkę z Hogwartu i zabrał do rodziny. Urządzono wytworny pogrzeb, wiele osób wygłaszało wyniosłe mowy, które właściwie przelatywały jej tylko między uszami. Puste słowa. Czym są słowa? Nimi nie można opisać bólu, który rozrywa człowieka na kawałeczki z każdą śmiercią, którą napotykamy na swojej drodze. Przy każdej osobie umierającej, zostawiamy skrawek swej duszy.
Nieuchronnie zbliżał się wrzesień, a razem z nim powrót do Hogwartu. Może to i lepiej? Wrócić do świata, w którym nie będzie miała czasu na myślenie nad własną boleścią duszy. Wróci do przyjaciół. Tęskniła za nimi. Zwłaszcza za dziewczynami z dormitorium. Pisały do niej przez całe lato, ale nigdy nie odpisywała. To takie egoistyczne, ale co miała im napisać? Że cierpi? Że płacze? Że chce umrzeć? Że pragnie w jakikolwiek sposób ukoić ból drzemiący w jej duszy? Z drugiej zaś strony, zasługiwały na szczerość. Powinna napisać. Powinna dać jakikolwiek znak życia. Lily z pewnością przywróciłaby ją do porządku, krzycząc, że zachowuje się dziecinnie. Tak, kochana Lil. Ona wiedziała, co jest dla ludzi dobre. Mary ufała jej, powierzała wszystkie myśli. Słuchała jej rad, bo jeszcze nigdy w życiu się na nich nie zawiodła. Podniosła się z łóżka i szybko zasiadła przed biurkiem. Wyciągnęła pergamin, chwyciła swoje pióro i zaczęła kreślić litery:

"Kochana Lily,
Wybacz, że przez całe wakacje nie pisałam, ale czułam się kompletnie bez życia. Za oknem jest bardzo słonecznie, a ja czuję jakby wokół mnie kłębił się co najmniej tuzin dementorów, wysysających całą tę pozytywną energię lata. Wiem, że muszę żyć dalej. Wiem, że muszę walczyć. Tak, to ja będę walczyć. To MY będziemy walczyć. Razem, bo sama powtarzasz, że razem możemy osiągnąć więcej niż pojmuje prymitywny ludzki umysł. Może faktycznie coś w tym jest. Chciałabym się z Tobą spotkać. Chciałabym móc wyrzucić z siebie ten cały okropny żal i z góry mówię, wybacz, że spada to na Ciebie... Po prostu wiem, że mnie zrozumiesz. Co powiesz na spotkanie na Pokątnej? W sobotę o 10:00 pod Dziurawym Kotłem? Czekam z utęsknieniem na Twoją odpowiedź, choć zrozumiem, jeśli postanowisz dać mi lekcję wychowania, nie odpisując podobnie jak ja to robiłam. 
Jeszcze raz przepraszam i całuję bardzo serdecznie,
Twoja Mary"

2 komentarze:

Lydia Land of Grafic