Był późny wieczór, kilka dni po pełni, kiedy wyczerpany chłopak
przystanął przed drzwiami swojego rodzinnego domu. Jego matka jeszcze
krzątała się w kuchni, ale nie czekała na niego- z czasem nauczyła się
podchodzić z dystansem do tragedii, która spotkała jej synka. Remus
wiedział o tym, dlatego zawsze miotały nim sprzeczne uczucia, kiedy
powracał do domu- nie był pewien, czy jest mu przykro, czy bardziej jest
dumny ze swojej mamy, czy może wdzięczny, że traktuje go ona z miłością
i troską, jakby wcale nie był potworem. Natomiast jego ojciec pewnie
siedział teraz w salonie z książką w ręku, lecz wcale jej nie czytał.
Jak zawsze, czekał na niego, myślał o nim i wypatrywał jego powrotu. Do
tej pory sobie nie wybaczył, że jego syn został pogryziony, ciągle
myślał, że to przez niego- Remus widział to w jego oczach. Chciałby,
żeby ojciec kiedyś spojrzał na niego normalnie, ale przez te wszystkie
lata dręczyły go wyrzuty sumienia i chłopak wątpił, by kiedykolwiek
miało się to zmienić. To zabawne, bo on nigdy nie pomyślał, że to wina
jego ojca. Owszem, zrobiłby wszystko, żeby być normalnym czarodziejem,
ale nie obwiniał nikogo oprócz wilkołaka, który go pogryzł, o to, kim się
stał. Ze swojego ojca też był dumny, że ten się nie poddał ani nie dał
zastraszyć. Chociaż trochę szkoda, że tak wyszło...
Nie chciał już dłużej stać przed domem, więc z ciężkim sercem podniósł
rękę i zapukał. Usłyszał pospieszne kroki i drzwi się otworzyły, a Remus
zobaczył szczupłą kobietę, stojącą kilka kroków od drzwi. Miała nieco
zmizerniałą twarz, która teraz rozjaśniła się na widok syna. Uśmiech
odmładzał tę kobietę o kilka lat- wyglądała wtedy pięknie, z miłością
wypisaną na twarzy. Chłopak też uśmiechnął się, ale przyszło mu to z
trudem. Nie miał już energii, wędrówka do domu wyczerpała jego
nadwątlone siły. Otworzył usta, by się przywitać, ale zakręciło mu się w
głowie, a przed oczami pojawiła się ciemność. Ostatnią rzeczą, jaką
zobaczył, był jego ojciec wychodzący z salonu, spieszący, by zobaczyć
swojego syna. A potem Remus osunął się na ziemię i stracił świadomość.
Obudził się w swoim łóżku przykryty po uszy kołdrą, która pachniała
domem. Nie otwierając oczu, przewrócił się na plecy i poczuł, że boli
go każdy mięsień, choć i tak najgorsza była głowa. Z każda myślą tępe
łupanie się pogłębiało, a przecież Remus nie potrafił nie myśleć! Za
bardzo go wszystko bolało, by spróbować ponownie zasnąć albo wstać,
nawet nie potrafił się zmusić do poruszenia palcem. To była do niego
najgorsza pełnia od... Od miesiąca właściwie. Ale w roku szkolnym
wszystko było łatwiejsze- bo przecież wtedy mógł się zaszyć we
Wrzeszczącej Chacie, a nie- wędrować kilka dni (w dodatku pieszo, bo
magia odpadała, a mugole tam się nie zapuszczali, więc ich sposoby
przemieszczania się też na nic by się nie zdały) do jakiejś opuszczonej
dziury, żeby nikogo nie spotkać, nikogo nie skrzywdzić. Kiedy był w
Hogwarcie, mógł liczyć na wsparcie trójki przyjaciół, z nimi nawet
zamiana w wilkołaka bywała zabawna. Niby proponowali, że do niego
przyjadą, ale się nie zgodził. Co powiedzieliby swoim rodzinom? A co
gdyby im się coś stało? Nie mógł na to pozwolić. Więc na wszystkie listy
od Rogacza odpisywał stanowcze: "NIE".
Teraz bardzo za nimi tęsknił. I właśnie ta tęsknota kazała mu
wstać, więc pomimo nieznośnego bólu podniósł się i ruszył w stronę
biurka. Usiadł tam, wyciągnął swoje piękne pióro, atrament i arkusz
pergaminu. Przez chwile siedział z ręką zastygłą nad papierem, by zebrać
myśli, które nadal chaotycznie mu wirowały. Pochylił się nad biurkiem i
zaczął stawiać swoje perfekcyjnie nieidealne literki.
"Rogaczu! Łapo!
Już po pełni. Kiepsko było...Ale, ale: kiedy się widzimy na Pokątnej? Proponuje dopiero w przyszłym tygodniu- rodzice nie wypuszczą mnie z domu zbyt prędko- skończyły się nam magiczne preparaty na rany, a tych mam dość sporo... Wiecie, jak to jest...Napiszcie jeszcze do Petera, a potem dajcie mi znać, co postanowiliście.
Lunatyk"
Remus popatrzył na swój list i pokręcił z niezadowoleniem
głowa. Był niewiarygodnie krótki. Poza tym ręka drżała mu tak mocno, że
po raz pierwszy od kilku lat na pergaminie widniały dwa
kleksy, a litery były bardzo nierówne. Wiedział jednak, że w najbliższym
czasie nic lepszego nie wymyśli, więc zwinął pergamin, po czym podszedł
do swojego dumnego puchacza, Rogera. Otworzył klatkę i delikatnie
pogłaskał go po główce. W zamian ptak leki uszczypnął go w palec,
dokładając się w ten sposób do palety ran i ranek widniejących na
dłoniach nastolatka. Z biegiem czasu chłopak nauczył się, że w ten
sposób puchacz okazuje swoją tęsknotę za właścicielem. Lupin uśmiechnął
się pod nosem i przywiązał mu wiadomość do nóżki.
-To do Jamesa. Wiesz, gdzie lecieć, Rogerze- wyszeptał, po czym
wziął ptaka na ręce i chwiejnym krokiem podszedł do okna. Otworzył je, a
ptak odleciał. Lunatyk długo jeszcze stał w oknie, śledząc wzrokiem
oddającego się puchacza i myśląc o swoich przyjaciołach.
Żal mi Remusa ;c
OdpowiedzUsuńMi też szkoda Remusa :c
OdpowiedzUsuńJestes wspanialy !Przeczytalam dopiero dwa rozdzialy ale dzis przeczytam wszystko! Strasznie wciaga :)
OdpowiedzUsuńMasz nieziemski szablon *.* Zakochałam się w nim <3
OdpowiedzUsuńPóki co przeczytałam pierwsze dwa rozdziały siedząc w pracy, ale już nie mogę się oderwać! Tak mi brakuje opowieści o Hogwarcie... A tu proszę! To niesamowite, że znów mogę tam wrócić... Ale jak mam teraz pracować? Przecież się nie oderwę... ;) Dziękuje wam, że znów myślami mogę być w moim ulubionym miejscu...
OdpowiedzUsuńCo ja robię. Miałam czytać lekturę... Trudno.
OdpowiedzUsuńSzablon jest nieziemski, perfekcyjnie oddaje bohaterów.
,,Perfekcyjnie nieidealne literki''- padłam.
Rozdział cudowny. Lecę po kolejny.
Łowczyni Cieni
Super :D następny rozdział pewnie o Peterze :D
OdpowiedzUsuńLecę dalej ;D